Halfeti – Anglik nad Bosforem

Jako, że od bardzo dawna nie recenzowałem żadnych perfum Penhaligon’s, pomyślałem, że czas już by odświeżyć znajomość z brytyjską marką. W efekcie czego na bloga trafia dziś recenzja Halfeti. Zapachu powstałego w 2015 roku za sprawą zupełnie mi nieznanego Christian’a Provenzano. Udało mi się jednak ustalić, że współpracował on między innymi z takimi markami jak Boadicea the Victorious, Sospiro, a także Yardley. Natomiast kompozycja będąca bohaterką dzisiejszego wpisu swoją nazwę zawdzięcza niewielkiej tureckiej wiosce, słynącej z hodowli czarnych róż. Swoim aromatem oddawać ma zaś wonie przeróżnych towarów, będących obiektem handlu w kraju nad Bosforem. Takich jak choćby egzotyczne kwiaty, przyprawy i wyroby ze skóry. Przekonajmy się zatem jak to wszystko pachnie.   

     Choć Halfeti są perfumami orientalnymi, to jednak wcale nie jest to takie oczywiste. Zwłaszcza z początku. Ten jest bowiem rześki, z wyraźną cytrusową dominantą. Za którą odpowiedzialne są bergamotka oraz grejpfrut. A także solidna dawka Iso E Super. Co istotne, otwarcie nie pachnie jednak silnie syntetycznie. Jest w nim natomiast nieco goryczy, będącej efektem wprowadzenia do kompozycji nuty piołunu. Da się również odnaleźć jakąś odrobinę zieleni. Poza tym jednak w otwarciu niewiele się dzieje. Nie jest też ono zbyt długotrwałe i szybko ustępuję miejsca następującym po nim aromatom przypraw. Jednocześnie, już w głowie czuć także drzewno-skórzaną sygnaturę dzieła Penhaligon’s. Choć ona akurat w pełni objawi się dopiero w dalszej części Halfeti.  

     Jak już wspomniałem, głowa recenzowanych perfum szybko przemija, zaś po niej na pierwszy plan wysuwają się przyprawy. Przede wszystkim szafran. Jego słodki aromat ociepla kompozycję i nadaje jej zmysłowości. Towarzyszą mu zaś kardamon, kumin i gałka muszkatołowa. Fakt, że całość nabiera bardziej korzennego wydźwięku nie może zatem dziwić. Zaznaczony zostaje także orientalny charakter kompozycji. Nie jest jednak tak, że w mojej głowie pojawia się obraz arabskiego bazaru. Mimo, iż wyczuwalny, akord przyprawowy jest w pewnym stopniu subtelny. Miesza się z drzewną wonią cyprysa. A także obecnymi w sercu Halfeti kwiatami. Które według mnie grają tu jednak zdecydowanie drugoplanową rolę. Owszem, da się wychwycić charakterystyczną słodycz róży oraz lekko ziołowy aromat lawendy, ale fiołek czy jaśmin pozostają już dla mnie niezauważalne. Natomiast im bardziej zbliżamy się do bazy zapachu, tym mocniej znać o sobie dają nuty drzewne. Wśród których najważniejsze role odgrywają oud oraz cedr. Sparowano je tu zaś ze skórą. Dzięki temu dzieło Penhaligon’s nabiera męskiego charakteru. Podkreślonego jeszcze przy pomocy paczuli. Natomiast za słodszą i bardziej zmysłową stronę bazy opisywanych perfum odpowiedzialne są drewno sandałowe, wanilia i bób tonka. Nie mogło zabraknąć również ambry. W efekcie końcówka Halfeti jest nie tylko żywa, ale też ciepła i do pewnego stopnia otulająca.     

     Zastanawiacie się być może jak prezentują się parametry użytkowe opisywanych dziś perfum. W kontekście ich mocy zaobserwowałem (zresztą nie tylko ja) pewne ciekawe zjawisko. Otóż aromat Halfeti lepiej wyczuwalny jest z dalszej odległości od skóry. Ogólnie, o ile nie przycisnąłem nosa do nadgarstka, to nie czułem go na sobie. Jednak osoby w moim otoczeniu już tak. Na tej podstawie wnioskuję zaś, że projekcja zapachu jest naprawdę dobra. Wtóruje jej zaś równie świetna trwałość. Taka w granicach 11-14 godzin od aplikacji. Warto jednak przypomnieć, że recenzowana kompozycja występuje pod postacią wody perfumowanej.

     Flakony, w których dystrybuowane są perfumy Penhaligon’s zawsze robią na mnie bardzo dobre wrażenie. I nie inaczej jest w przypadku naszego dzisiejszego bohatera. Charakterystyczna buteleczka opatrzona została czarną etykietą obramowaną podobizną złotego łańcuszka. Na niej umieszczono zaś wypisaną czerwoną czcionką nazwę zapachu, a także, w kolorze złotym, oznaczenie producenta, jego logo oraz informacje o koncentracji. W dolnej części etykiety odnajdziemy również wizerunek róży. Natomiast szyjka flakonu przyozdobiona została jasnozieloną kokardą. Podobny kolor ma również zamknięta we wnętrzu butelki ciecz. Całość prezentuje się bardzo elegancko, dla mnie ma też w sobie coś szlachetnego.    

     Jednoznaczna ocena Halfeti może nastręczać pewnych trudności. Mamy tu bowiem do czynienia z perfumami raczej mało oryginalnymi. Połączenie róży i oudu to taki orientalny standard. Do tego obecne tu w obfitości Iso E Super nadaje całości nieco syntetycznego wydźwięku. Z drugiej strony, zapach posiada wyraźną i płynną ewolucję, do tego jest pociągający i zmysłowy. Może się podobać. A mimo, iż oficjalnie dedykowany jest obu płciom, to w moim odczuciu posiada delikatny przechył w męską stronę. Dobrze sprawdzi się podczas randek lub innych wieczornych wyjść. Zwłaszcza, że zwraca uwagę otoczenia. Brak oryginalności po części zrekompensowany więc został solidnym wykonaniem. Może warto jednak, żebyście sami się o tym przekonali?   

Halfeti
Główne nuty: Nuty Drzewne, Przyprawy.
Autor: Christian Provenzano.
Rok produkcji: 2015.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)