Byredo – obcy w świecie perfum

Dziś na blogu po raz pierwszy mam przyjemność przedstawiać markę pochodzącą ze Szwecji. A mowa oczywiście o Byredo. Co ciekawe, w Polsce nie jest ona zbyt dobrze znana. Natomiast na świecie, mimo stosunkowo krótkiego stażu, ma już status kultowej. Dlaczego? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w niniejszym wpisie. Już teraz mogę jednak zdradzić, że ma to związek z osobą założyciela firmy. Charyzmatyczny i nieco ekscentryczny Ben Gorham zdecydowanie wyróżnia się w środowisku perfumiarzy. Jednak to właśnie on jest ojcem wielkiego sukcesu Byredo. A jeśli chcecie dowiedzieć się więcej to zapraszam do lektury niniejszego wpisu.

Byredo

Podobnie jak w przypadku takich marek jak Annick Goutal czy Lorenzo Villoresi, historia Byredo nieodzownie związana jest z osobą twórcy tej marki. Ben Gorham, którego ojciec jest Kanadyjczykiem a matka Hinduską, urodził się i wychował w Szwecji. I to tam właśnie rozpoczął swoją przygodę z… koszykówką! Gorham był bowiem zawodowym graczem. Nie mogąc jednak zdobyć szwedzkiego obywatelstwa porzucił sport i rozpoczął naukę w sztokholmskiej Akademii Sztuk Pięknych. Natomiast dzięki przypadkowemu spotkaniu z Pierre’m Wulff’em – szwedzkim kompozytorem perfum, zaczął interesować się zapachami. Wkrótce potem wybrał się zaś w olfaktoryczną podróż w rodzinne strony swojej matki, do Chembur w Indiach. Bogactwo aromatów jakie tam napotkał zafascynowało go i zainspirowało. Zapragnął też stworzyć perfumy, które przypominałyby mu jego dzieciństwo. Zwrócił się więc z prośbą o pomoc do kilku mniejszych firm z branży. Rezultaty nie były jednak zadowalające. W efekcie Pierre Wulff postanowił poznać Gorham’a z dwójką światowej sławy perfumiarzy – Oliviią Giacobetti i Jérôme’m Epinette’m. Wspólnie stworzyli oni pierwsze pachnidło w ofercie szwedzkiej marki tj. Green. Co ciekawe, zapach inspirowany jest jednak nie Indiami a kultowym Grey Flannel, którego używał ojciec Ben’a a którego aromat na lata utkwił młodemu Kanadyjczykowi w głowie. Wkrótce po Green powstały zaś Chembur, Pulp, Rose Noire i Gypsy Water. Gdy w 2006 roku Ben Gorham oficjalnie ogłosił powstanie Byredo cała piątka weszła w skład pierwszej kolekcji. W tym miejscu wypadało by również wyjaśnić skąd wzięła się nazwa marki. Byredo jest bowiem skrótem od angielskiego By redolence, co tłumaczy się jako Przez zapach. Oryginalny pomysł, prawda?

W miarę jak powiększała się oferta firmy rosła też jej sława w świecie. Bezsprzecznie wpływ na taki obrót spraw miał niepowtarzalny i silnie niszowy charakter oferowanych perfum. A także prostota kompozycji. Większość zapachów Byredo składa się z zaledwie kilku nut, z których każda odgrywa stosunkowo istotną rolę w całym dziele. Uwagę przyciąga także minimalistyczny design flakonów. Jednak ze wypromowanie marki odpowiedzialny jest przede wszystkim sam Ben Gorham. Od początku działalności w branży postrzegany jako osoba z zewnątrz, bez odpowiedniego warsztatu ani tradycji rodzinnych, zmuszony był walczyć o miejsce Byredo na perfumowej mapie świata. Dzięki efektywnym kampaniom reklamowym oraz współpracy z takimi markami jak Acne czy Ikea udało mu się zdobyć niezbędny rozgłos. A kompozycje takie jak Oud Immortel, Baudelaire czy wspomniana już Gypsy Water podbiły serca miłośników perfum na całym globie. Obecnie salony Byredo znaleźć można w największych miastach świata, od Londynu i Paryża po nowojorskie Soho. W Polsce dostępne są one zaś w sieci perfumerii Galilu. Warto również wspomnieć, że w swojej ofercie szwedzka firma posiada obecnie nie tylko perfumy, ale i mydła oraz kremy do ciała. A także akcesoria: torebki, portfele i wizytowniki. To się nazywa rozmach!

Byredo.jpg