Silver Mountain Water – zimno, coraz zimniej cz. I

Dotychczas perfumy Creed gościły na blogu tylko raz. Ponad dwa lata temu, przy okazji recenzji Aventusa. Uznałem zatem, że najwyższy czas by na Agar i Piżmo pojawił się kolejny zapach angielskiej marki. Szczęśliwcem tym okazał się zaś Silver Mountain Water. Wraz z nim rozpoczynam zaś nowy, trzyczęściowy cykl zatytułowany Zimno, coraz zimniej. Pomyślałem, że w środku lata warto przyjrzeć się kilku kompozycjom, które mogą przynieść ukojenie w upalne dni. Wracając zaś do Silver Mountain Water to perfumy te powstały w 1995 a ich autorem jest przedstawiciel szóstego pokolenia rodu Creed’ów – Olivier. Inspirowane płynącymi w Alpach strumieniami, oddawać mają czystość wspomnianych gór. Tym bardziej więc zapragnąłem je poznać.

Silver Mountain Water.jpg

Od pierwszych sekund po aplikacji Silver Mountain Water na skórę do naszych nozdrzy dociera prześliczny aromat stanowiący mieszaninę nut zielonych i cytrusów. W swojej początkowej fazie zapach jest jednak tylko delikatnie chłodny. Do tego sprawia wrażenie świetlistego. Lekkości nadaje mu duet bergamotka – mandarynka, którym okraszona została głowa kompozycji. Dzięki nim jest ona jednocześnie świeża i słodka. Być może ta owocowa słodycz sprawia, że SWM skręca nieco w rejony zarezerwowane dla perfum kobiecych, nie jest to jednak skręt znaczący. Na tym etapie dzieło Olivier’a Creed’a nie jest też jeszcze jakoś wyraźnie zielone. Już teraz może za to kojarzyć się z górskim strumieniem, do którego nawiązuje tytuł tych perfum.

Wspomniany chłód nieco wyraźniej zaznacza się w środkowej fazie zapachu. Silver Mountain Water nabiera bowiem lekko metalicznego charakteru. Nie czuję tu jednak chemicznej woni aldehydów, które mogłyby być odpowiedzialne za ten efekt. Wręcz przeciwnie, perfumy te pachną wyjątkowo naturalnie. Być może moje odczucia spowodowane są jednak faktem, że testowałem SWM na przemian z plastikowym Armani - Stronger with You. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że recenzowany dziś zapach ma w sobie coś szlachetnego. Jakąś chłodną elegancję. W jego sercu obecna jest także specyficzna gorycz zielonej herbaty. Towarzyszy jej zaś czarna porzeczka. Wspólnie budują one zielony akord kompozycji, dodając jej jednocześnie nieco wytrawności. Wprowadzają także wrażenie przestrzeni. Natomiast w bazie, zapoczątkowany przez nie zielony wątek kontynuowany jest za sprawą petitgrain oraz galbanum. To drugie nie jest jednak dla mnie jakoś specjalnie wyczuwalne. Za to petitgrain ma w sobie też coś lekko owocowego. I w ten klimat na swój sposób wpisuje się również pojawiające się w kompozycji piżmo. Trudno mi natomiast odnaleźć deklarowane w składzie drewno sandałowe. Być może stanowi ono jedynie rusztowanie wokół którego oplecione zostały pozostałe nuty. Nawet i bez jego aromatu kompozycja brytyjskiej marki może się jednak podobać.

Silver Mountain Water

Przekonajmy się teraz jak dzieło Olivier’a Creed’a prezentuje się pod kątem walorów użytkowych. Moim zdaniem Silver Mountain Water posiada całkiem niezłą projekcję, na poziomie nieznacznie powyżej średniej. Naprawdę łatwo wyczuć te perfumy na sobie, jednak nie są one uciążliwe dla naszego otoczenia. To duża zaleta. Ich trwałość również jest zadowalająca. W moim przypadku wynosiła ona około 6-7 godzin. Dodam tylko, że recenzowany zapach występuje pod postacią wody toaletowej.

Jeśli mam być szczery to flakon SWM wydaje mi się wyjątkowo niecharakterystyczny. Jego biała barwa jakoś nie przyciąga mojego spojrzenia. Także wypisana srebrną czcionką nazwa kompozycji wydaje się ginąć na tym tle. Podobnie jak tłoczony napis CREED. I jedynie srebrna zatyczka trochę silniej odznacza się na tle całości. Wszystko to wydaje się jednak bez wyrazu. Choć muszę przyznać, że taka kolorystyka dość dobrze pasuje do lekkiego stylu dzieła Olivier’a Creed’a.  

Wydaje mi się, że wybór Silver Mountain Water na początek cyklu Zimno, coraz zimniej był całkiem trafny. Perfumy te są jasne i chłodne. Mają w sobie jednak pewien ładunek świeżej zieleni oraz owocowej słodyczy. I mimo tej ostatniej całkiem dobrze pasują mężczyznom. Zresztą zapach to typowy uniseks. Lepiej niż latem sprawdzi się on jednak późną wiosną, gdy temperatury nie są jeszcze aż tak wysokie. Podoba mi się także to, że recenzowana dziś kompozycja jest naprawdę przestrzenna. Nuty nie są tu ciasno ubite, lecz maja miejsce by prawdziwie rozkwitnąć. Myślę, że w jej prostocie tkwi pewna uroda. I z jego względu zachęcam do testów.

Silver Mountain Water
Główna nuta: Zielona herbata.
Autor: Olivier Creed.
Rok produkcji: 1995.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)

Silver Mountain Water