Mania – tak prosto

Minęło już naprawdę sporo czasu odkąd ostatni raz recenzowałem perfumy marki Armani. Ostatnio sięgnąłem jednak po próbkę Mania, a dziś przedstawiam Wam swoje przemyślenia na temat tej kompozycji. Opisywany zapach obchodzi właśnie dwudzieste urodziny, powstał bowiem w 2002 roku. Jego autorem jest natomiast sam Francis Kurkdjian. W materiałach towarzyszących premierze tego pachnidła można zaś znaleźć informację, iż stanowi ono kwintesencję męskości. Przez cały czas zachowując jednak wysoki poziom świeżość. Przekonajmy się zatem czy faktycznie tak jest.   

Początek recenzowanych perfum nie zrobił na mnie większego wrażenia. Trzeba jednak przyznać, że jest przyjemnie świeży. A także dość czysty. Z wyraźną cytrusową nutą. Za której obecność odpowiedzialna jest mandarynka. Wtóruje jej zaś aromat liści tangerynki. Otwarcie jest więc rześkie, ale nie chłodne. Zawiera w sobie również pewną ilość słodyczy. To akurat zasługa szafranu. Choć osobiście nie wyczuwam go tu jako samodzielnej nuty. Wygładza on jednak pierwszą fazę stworzonego przez Kurkdjian’a pachnidła i nadaje jej nieco więcej subtelności. Nie zmienia jednak ogólnego klimatu opisywanych perfum. Sprawia jedynie, że stają się one łatwiejsze w odbiorze. Same cytrusy nieraz potrafią bowiem odrzucić swoim wyrazistym aromatem. W Mania nic takiego nie ma jednak miejsca. Dalsza część zapachu również nie zawiera w sobie żadnych trudnych elementów. O czym poniżej.

Choć wspomniana już przeze mnie świeżość utrzymuje się także w sercu recenzowanego pachnidła, to jednak same cytrusy z czasem zostają wyciszone. Ustępują miejsca wątkowi drzewnemu. Którego trzon stanowi nuta cedru. Przy czym według mnie ma ona tutaj raczej abstrakcyjny charakter. Nie do końca czuję tu bowiem jego specyficzny, jakby ołówkowy aromat. Nie mogę jednak zaprzeczyć obecności drzewnych akcentów. Całość staje się bowiem bardziej wytrawna. Nabiera też pewnej subtelnej elegancji. I nieco więcej męskości. Z początku trochę mi tego brakowało. Za efekt ten współodpowiedzialna jest też wetyweria. I ją akurat czuję tu nieco wyraźniej. Jej woń zabarwiona jest zielenią. Niesie również ze sobą pewien ładunek chłodu. Który dobrze wpisuje się w świeży klimat zapachu. Co do zasady, w sercu Mania niewiele się jednak dzieje. Kompozycja przechodzi od cytrusowej do drzewnej, ale jej rozwój jest dość liniowy. Brak tu jakichkolwiek niespodzianek czy zapachowych wolt. Podobnie jest zresztą i z bazą recenzowanych perfum. Odnajdziemy w niej żywiczną woń ambry. Ociepla ona dzieło Armani’ego i nadaje mu nieco więcej zmysłowości. Zauważam także pewną pudrowość, która wcześniej nie była obecna. Czy może to być zasługa piżma? Trudno mi powiedzieć. Jeśli jednak chodzi o to ostatnie, to tak naprawdę jego obecność w piramidzie nut Mania zauważyć można było już w głowie. Również i ono odpowiada za świeży klimat kompozycji. Nie można przy tym nie wspomnieć o jego zauważalnie syntetycznym charakterze. W tym wypadku zakładam jednak, że wyeksponowanie go było zabiegiem celowym. Współgra on bowiem z pozostałymi elementami opisywanego zapachu.

Przekonajmy się teraz jak nasz dzisiejszy bohater wypada pod względem walorów użytkowych. Jeśli chodzi o projekcję, to uważam, że jest ona raczej słaba. Mania trzyma się blisko skóry i jedynie sporadycznie wzbija się w powietrze. Podczas testów miewałem problemy z wyczuciem tych perfum na sobie. Co troszkę mnie zaskoczyło, bo po nazwie spodziewałem się kompozycji co najmniej krzykliwej. Dodatkowo, również trwałość zapachu nie jest najlepsza. W moim wypadku wynosiła ona około 5-6 godzin. Zwrócę jednak Waszą uwagę na fakt, iż mamy tu do czynienia z wodą toaletową.

Może jeszcze kilka słów o flakonie Mania. Możliwe, że większości z Was jego wygląd skojarzył się z butelką znacznie popularniejszych, choć powstałych dwa lata później Code. To bowiem ten sam wzór. Flaszka ma kształt walca z delikatnie wciętymi bokami. Dzięki temu jej sylwetka sprawia wrażenie smukłej. Flakon wykonany jest zaś z szarego, przeźroczystego szkła. Przy czym nazwę zapachu oraz jego markę wypisano w dolnej części butelki. A użyto do tego białej czcionki, która niestety trochę zlewa się ze swoim tłem. Natomiast plastikowa zatyczka jest ciemnoszara i nieco wyraźniej odcina się na tle reszty wzoru. Ogólnie, całość sprawia jednak wrażenie dość stonowanej.

  Muszę przyznać, że trochę nie rozumiem znalezionych w Internecie zachwytów recenzowanymi perfumami. Skłaniam się raczej ku opiniom, że Mania to zapach ze średniej półki. Jego cechą charakterystyczną jest zaś względnie prosta budowa. Kompozycja jest stonowana, bazuje zaś na bezpiecznych nutach cytrusów, drzew i piżma. I choć Francis Kurkdjian połączył je w spójną całość, to jak dla mnie czegoś tu jednak brakuje. Mania to perfumy, które pachną dobrze, niemniej chyba zwyczajnie brak im polotu. Jakby tu nudno. Zapach jest zbyt poprawny. Nadto zachowawczy. Według mnie perfumy powinny wzbudzać emocje, zaś dzieło Armani’ego powoduje jedynie wzruszenie moich ramion. Może ktoś z Was ma jednak odmienne zdanie?      

Mania
Główne nuty: Cytrusy, Nuty Drzewne.
Autor: Francis Kurkdjian.
Rok produkcji: 2002.
Moja opinia:  Może być. (4/7)