Prezent dla niej – Shalimar

W minionym roku mocno zaniedbałem cykl Prezent dla niej. W związku z tym postanowiłem nadrobić zaległości i przygotowałem dla Was recenzję Shalimar. A więc perfum, za którymi stoi sam Jacques Guerlain. Ja poznałem je zaś za sprawą dziewczyny, z którą się kiedyś spotykałem. Pamiętam ich zmysłowy aromat spowijający nas niczym woal, gdy leżeliśmy nago w łóżku. Ten obraz już na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Zresztą za inspirację do powstania Shalimar także posłużyła historia miłosna. Szahdżahana i Mumtaz Mahal, na cześć której powstał słynny Taj Mahal. Tak wyjątkowa historia zasługuje na niezwykłe perfumy. Przekonajmy się zatem jak jest w rzeczywistości.

Mimo, iż obecna wersja recenzowanych perfum pochodzi z 1990 roku (oryginał datowany jest na 1925 rok), to i tak od razu czuć, że mamy tu do czynienia z kompozycją niezwykłą. Shalimar otwiera się chłodnym i rześkim aromatem cytrusów. Wśród których na pierwszy plan wybija się bergamotka. Jej jasny i cierpki aromat definiuje pierwszą fazę zapachu. A w pewnym sensie i całe dzieło Guerlain. Bo choć bergamotka stanowi nutę głowy, to jej ślad odnajdziemy także na pozostałych etapach tych perfum. Zresztą, zbudowane są one właśnie w oparciu o kontrast z obecnymi w otwarciu cytrusami. O tym jednak później. Teraz zaś chciałbym dodać, że w głowie Shalimar obecne są też cytryna i mandarynka. A także nadający całości nieco więcej pikanterii rozmaryn.

Zaledwie kilka chwil po aplikacji na skórę, recenzowana dziś kompozycja zaczyna się zmieniać. Staje się cieplejsza, a dominować zaczyna wątek kwiatowy. Przy czym bardzo dobrze zobaczyć tu możemy wspomniany już przeze mnie kontrast. Chłodny i elegancki irys kontynuuje bowiem to, co w głowie rozpoczęły cytrusy. Przeciwstawiono mu zaś słodsze i bardziej zmysłowe aromaty róży i jaśminu. Serce Shalimar nie jest jednak dysonansowe. Obie frakcje współgrają ze sobą, uzupełniając jedna drugą. Wspólnie odpowiadają także za bardziej pudrowy charakter zapachu. Całość wzbogacona zaś została odrobiną zielonej wetywerii. I choć kompozycja jest wyraźnie kobieca, ma w sobie także coś drapieżnego. Coś, co czai się w jej tle. To już z kolei zasługa obecnej w składzie paczuli. Może i nie gra tu ona kluczowej roli, jednak sprawia, że całość nabiera głębi i wielowymiarowości. Których doświadczamy także w bazie tych perfum. A ta, choć niezwykle bogata, oscyluje głównie wokół dwóch nut. I tak, w pierwszej kolejności mamy tu słodką i zmysłową wanilię. Jacques Guerlain zawsze uważał tę przyprawę za afrodyzjak i nie poskąpił jej w swoim dziele. Efekt jest taki, że aromat Shalimar jednocześnie podnieca i zniewala. Jest tu jakaś magia. W opisany klimat wpisują się również drewno sandałowe i bób tonka. Jest też jednak i druga strona medalu. Ta mroczniejsza. Zbudowana przede wszystkim w oparciu o kadzidło frankońskie. Któremu towarzyszą jeszcze nuty skóry i cywetu. A także piżmo oraz balsamiczne opoponaks i balsam tolu. Olfaktoryczne spektrum ostatniej fazy dzieła Guerlain jest więc naprawdę sporę. Całość pachnie przy tym orientalnie i bardzo seksownie.

To teraz przekonajmy się jak recenzowane dziś perfumy wypadają pod względem parametrów użytkowych. Na początek projekcja. A do niej nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Shalimar posiadają bowiem naprawdę sporą moc. Nawet jeśli pryskałem je jedynie na nadgarstek, to i tak z łatwością wyczuwałem ich aromat w przestrzeni wokół siebie. Do tego należy zaś jeszcze dodać świetną trwałość. Recenzowana kompozycja ma postać wody perfumowanej i utrzymuje się na ciele przez 11-12 godzin. Taki rezultat zasługuje w moim odczuciu na uznanie.

Nie mógłbym też nie wspomnieć o flakonie Shalimar. Zdecydowanie należy mu się uwaga. Co więcej, zaprojektowana przez Raymond’a Guerlain’a buteleczka zdobyła nawet pierwsze miejsce podczas mającej miejsce w Paryżu, w roku 1925, Międzynarodowej Wystawy Sztuki Dekoracyjnej i Wzornictwa. Za inspirację do jej wykonania posłużyły zaś zbiorniki wodne znajdujące się w ogrodach Szalimar w Lahaurze (Pakistan). Szafirowa zatyczką oddawać ma barwę tryskającej w nich wody. Sam flakon jest natomiast przeźroczysty, dzięki czemu dostrzec możemy zamknięta w jego wnętrzu bursztynową ciecz. Na froncie widzimy też jeszcze wypisaną nazwę zapachu. Oznaczenie producenta umieszczono zaś na zatyczce. Uwagę zwraca również okalająca szyjkę buteleczki czarna wstążka ze złotą pieczęcią.               

Shalimar to bez wątpienia jedne z najlepszy perfum jakie znam. I nie mówię tu tylko o zapachach kobiecych. Kompozycja jest piękna i zmysłowa. Posiada niezwykłą, hipnotyczną głębię. Doskonale rozumiem czemu kochają ją kolejne pokolenia. Tego typu perfumy po prostu się nie starzeją. Choć obecne tu bogactwo aromatów może nieco zniechęcić mniej wprawne nosy. Ale też sam uważam, iż Shalimar nie są dla każdego. Dzieło Guerlain jest bowiem naprawdę wyraziste. Przez co niektórzy mogą poczuć się przez nie przytłoczeni. Wbrew pozorom ten orientalny przepych jest jednak całkowicie harmonijny. Buduje poczucie władzy i luksusu. Sprawia, że stajemy się obiektem pożądania.

Shalimar
Główne nuty: Wanilia, Nuty Drzewne.
Autor: Jacques Guerlain.
Rok produkcji: 1925/1990.
Moja opinia: Gorąco Polecam! (7/7)