L’Oblìo – zapaść w błogi sen

Włoskie słowo l’oblìo oznacza po polsku zapomnienie. Jednocześnie jest ono także nazwą perfum, których recenzja trafia dziś na Agar i Piżmo. I jest to już trzeci zapach Meo Fusciuni, który mam okazję testować. Inspiracja do jego skomponowania była jednak mocno nietypowa. Giuseppe Imprezzabile chciał bowiem stworzyć perfumy, które swoim aromatem oddawałyby uczucie ulgi towarzyszące zapomnieniu. Głęboki spokój i równowagę. Wewnętrzne wyciszenie. Ale jak przedstawić tego typu doznania przy pomocy substancji zapachowych? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Przekonajmy się jednak jaki sposób znalazł na to włoski perfumiarz. I czy L’Oblìo nie okaże się przypadkiem kompozycją, o której sami chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć.    

L'Oblio.jpg

Początek dzieła Meo Fusciuni jest dość intrygujący. Zielony i zauważalnie roślinny. Mimo iż zgodnie z oficjalnym spisem nut w głowie obecne jest jedynie kadzidło. Osobiście dość wyraźnie wyczuwam tu jednak zieloną i żywiczną woń galbanum. Może trochę przytłumioną, ale wciąż charakterystyczną. Czuję aromat wydobywający się ze świeżo złamanych łodyg. Wyciekający z nich sok. I to wrażenie naprawdę mi się podoba. Nie jest bowiem zbyt cierpkie. Nie wiem czy dzieje się to akurat za sprawą wspomnianego już kadzidła, ale otwarcie L’Oblìo ma w sobie zauważalny ładunek słodyczy. Jest jasne i ciepłe. I w zasadzie bardziej niż na kadzidło, postawiłbym na obecność samej mirry. Choć pewnych dymnych akcentów też tu nie brakuje.

L'Oblio.jpg

Być może za zieloną stronę zapachu odpowiedzialna jest również pojawiająca się w jego sercu nuta maté. Nieco gorzka i surowa. Przypominająca trochę suszone zioła. Ten akord dodatkowo podbudowany został zaś nieśmiertelnikiem. Osobiście jestem bardzo dużym miłośnikiem jego aromatu. A w mojej kolekcji znajdują się aż dwie kompozycje, w których krzew ten odgrywa kluczową rolę (Sables i Luxe Patchouli). Niestety, w L’Oblìo praktycznie go nie wyczuwam. Są tu za to ślady innego składnika, który bardzo lubię. A mianowicie irysa. Jednak i on odgrywa tutaj raczej drugoplanową rolę. Podobnie jak deklarowany na tym etapie zapachu tytoń. Choć akurat jego słodycz łatwiej jest zauważyć. W miarę upływu czasu opisywane dzisiaj perfumy stają się za to bardziej drzewno-żywiczne. Akord ten jest jednak dość lekki. Zbudowany został zaś przede wszystkim w oparciu o drewno sandałowe. I faktycznie, moim zdaniem dość wyraźnie czuć tutaj jego aromat. Podtrzymuje ono ciepłą i słodką aurę jaką roztacza wokół nas L’Oblìo. Dziwie się za to, że oficjalna strona marki nie wspomina nic o obecności ambry w składzie kompozycji. Dla mnie to właśnie ona dominuje końcówkę zapachu. Być może ukryto ją jednak pod abstrakcyjnym terminem świętych drzew (ang. sacred woods, wł. legni sacri). Dodatkowo, w bazie pojawia się też jeszcze mech dębowy oraz solidna dawka piżma.

To teraz może parę słów o parametrach użytkowych L’Oblìo. Zacznijmy od projekcji. Według mnie kompozycja Meo Fusciuni posiada raczej dyskretny charakter. Jej moc określiłbym jako zauważalnie poniżej przeciętnej. Pasuje to jednak do kreowanego przez te perfumy klimatu. Szczególnie, że zapach nadrabia trwałością. Ta jest w moim odczuciu naprawdę dobra i wynosi około 9-10 godzin. Powinniśmy jednak pamiętać, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną, a nie toaletową.

Wypadałoby również napisać kilka słów o flakonie opisywanego dzisiaj pachnidła. Jeśli chodzi o kształt, to nie odbiega on od przyjętego przez włoską markę wzorca. Buteleczka jest lekko pękata i wykonana z ciemnobrązowego, częściowo przeźroczystego szkła. Różnice  w stosunku do innych perfum z oferty Meo Fusciuni widać jedynie w etykiecie. Ta zaś również jest brązowa. Czy taki właśnie kolor ma zapomnienie? To pytanie pozostawmy bez odpowiedzi. Chciałbym za to jeszcze tylko wspomnieć o kontrastowo białej czcionce, której użyto do wypisania nazwy i producenta zapachu. Oraz o eleganckiej, drewnianej zatyczce, która wieńczy flakon. Całość wygląda spójnie, choć jednocześnie trochę nudno.            

Salvadore Dali - Persistence of Memory

Salvadore Dali - Persistence of Memory

Podsumowując dzisiejszą recenzję chciałbym skupić się na dwóch aspektach. Po pierwsze, na ile Giuseppe Imprezzabile udało się wyegzekwować deklarowany temat. A po drugie ocenić sam zapach. Jeśli chodzi o pierwszą kwestię, to uważam, że wyszło to całkiem nieźle. L’Oblìo ma lekki i łagodny charakter. Autentycznie odnajduję w tych perfumach pewną senność. Taką, w której z błogością się zatapiamy i zapominamy o otaczających nas problemach. Być może jest to po części efekt drzewno-ambrowej końcówki. Jako całość kompozycja nie zrobiła jednak na mnie większego wrażenia. Jest prosta i mało wymagająca. Do tego raczej subtelna, z pewną dozą zmysłowości. Momentami wydawała mi się jednak przesłodzona, wpadająca w lukrowe klimaty. Jest też raczej mało charakterystyczna. Odnosząc się zaś do postawionego we wstępie pytania, chciałbym powiedzieć, że L’Oblìo na pewno nie jest zapachem, o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Nie widzę też jednak powodów, by jakoś dłużej trzymać go w pamięci.     

L’Oblìo
Główne nuty: Zioła, Kadzidło, Nuty Drzewne.
Autor: Giuseppe Imprezzabile.
Rok produkcji: 2017.
Moja opinia: Może być. (4/7)