Invictus – smak zwycięstwa, zapach porażki

     Zaprezentowany światu w 2013 roku Invictus podzielić miał wielki sukces, jaki zaledwie 5 lat wcześniej odniósł 1 Million. I choć aż tak wielkiej popularności chyba jednak nie zdobył to dzięki potężnej kampanii reklamowej udało mu się na stałe zagościć w świadomości mniej zorientowanych w temacie perfum konsumentów. Podobnie zresztą jak wspomniany 1 Million, Invictus również nie jest dziełem jednego twórcy lecz kolektywu. Za zapachem tym stoją bowiem Veronique Nyberg, Anne Flipo, Olivier Polge i Dominique Ropion. Szczególnie dwa ostatnie nazwiska wzbudzają szacunek i sprawiają, że zainteresowałem się recenzowaną dziś kompozycją. Również opis na oficjalnej stronie Paco Rabanne zachęca do testów, wynika z niego bowiem, że Invictus to zapach zwycięstwa, esencja bohatera. Odważne zderzenie świeżości i gorąca. Ale czy rzeczywistość odpowiada sloganom reklamowym? Postanowiłem sprawdzić. 

Invictus

     Początek Invictus’a wydał mi się dość dziwny. Na wstępie perfumy te są słodkie i pachną trochę jak guma balonowa Turbo. Tę słodycz zawdzięczają przede wszystkim mandarynce, została tu ona jednak zdecydowanie przedawkowana. Obok niej pojawia się też grejpfrut, ale gdyby nie fakt, że ostatnio testowałem inne perfumy z tym owocem w składzie pewnie wcale bym go nie zauważył. Oba powyższe składniki stapiają się w bezkształtną masę, przypominającą swoim aromatem stopiony plastik. Bardzo wyraźne są natomiast nuty morskie. Niestety, są one jeszcze bardziej syntetyczne od wspomnianych już cytrusów. Momentami miałem jednak pewne skojarzenia z początkiem Black XS, były to jednak tylko migawki. Invictus to po prostu nie ta liga.

Invictus

     W sercu słodycz recenzowanej dziś kompozycji podtrzymana została za sprawą jaśminu. Przejście w bardziej kwiatowy klimat jest wyraźnie zauważalne, znacząco nie podnosi to jednak jakości Invictus’a. Na szczęście w tle czuć też coś gorzko wytrawnego, co pozytywnie wpływa na mój odbiór zapachu. Jest to liść laurowy, czyli wawrzyn. Wnosi on pewne zielone akcenty i ożywia nieco tę nudną jak do tej pory kompozycję. Jest to chyba jednak jedyny element tych perfum, który może się podobać. Po sercu następuje bowiem niezbyt udana baza. Jej trzon stanowi drewno gwajakowe. Tyle, że moje skojarzenia było zupełnie inne. W mojej wyobraźnie pojawił się obraz jakiegoś starego i mocno schorowanego drzewa. W dodatku zapach zaczyna robić się duszący. Na tym etapie kompozycji pojawiają się również mech dębowy i paczula. Nadają one całości bardziej męskiego charakteru. Towarzyszy im zaś szara ambra, czyli wydzielina z przewodu pokarmowego kaszalota (nie mylić z klasyczną ambrą czyli żywicą). Ona akurat moim zdaniem pasuje tu jak ulał. Muszę jednak zdecydowanie powiedzieć, że baza Invictus’a momentami po prostu śmierdzi…  

     Podobnie jak większość równie syntetycznych kompozycji również Invictus cechuje się co najmniej dobrymi parametrami użytkowymi. Już od pierwszych chwil po aplikacji zapach wyraźnie unosi się w powietrze, tworząc wokół użytkownika aurę zwycięstwa. Projekcji zdecydowanie nie można nin zarzucić. Tak samo zresztą jak trwałości. Perfumy silnie trzymają się skóry i pozostają na niej przez długie godziny (w moim przypadku ok. 9-11). Są odporne nawet na zmywanie.

Invictus

     Flakon Invictus’a określiłbym jako co najmniej oryginalny. Doskonale wpisuje się w założenia, jakie przyświecały twórcom zapachu. Cóż bowiem może bardziej kojarzyć się ze zwycięstwem niż złoty puchar. Co prawda ten, w którym zamknięty został aromat Invictus’a nie jest złoty, ale w połowie srebrny (czyżby jednak drugie miejsce za złotym właśnie 1 Million?) a w połowie wykonany z przezroczystego szkła. I tak prezentuje się jednak całkiem okazale. Podoba mi się również jego pękaty kształt. Opakowanie to chyba zatem najlepsze, co w kontekście tych perfum zaoferował nam Paco Rabanne.

     Patrząc na spis nut, z których składa się Invictus  nie można było spodziewać się fajerwerków, ale biorąc pod uwagę nazwiska stojące za tym zapachem jego wykonanie powinno być zdecydowanie lepsze. Perfumy są mdłe i duszące. Zdaję sobie sprawę, że kategoria zapachów sportowych z zasady nie należy do ambitnych, jednak takie kompozycje jak Allure Homme Sport doskonale pokazują, że i tu można stworzyć coś naprawdę oryginalnego. Trzeba tylko chcieć. Twórcom Invictus’a najwyraźniej się jednak nie chciało. Zupełnie nie rozumiem, co w tych perfumach może się podobać. Ja laurów na pewno bym im nie przyznał. Wręcz przeciwnie, dla mnie Invictus to nie zapach zwycięstwa, ale porażki

Invictus
Główne nuty: Cytrusy, Nuty morskie.
Autor: Veronique Nyberg, Anne Flipo, Olivier Polge, Dominique Ropion.
Rok produkcji: 2013.
Moja opinia:  Odradzam. (2/7)

invictus 3.jpg