Eau d’Ikar – wzlecieć ku marzeniom
Chyba każdy z nas zna grecki mit o Dedalu i Ikarze. Symbolizuje on ludzką tęsknotę za wolnością, ale i przestrzega przed tragicznymi konsekwencjami jej lekkomyślnego poszukiwania. Ale to właśnie ta historia zainspirowała włodarzy Sisley do stworzenia Eau d’Ikar – pierwszych męskich perfum włoskiej marki. Co jest o tyle ciekawe, że zapach ten powstał dopiero w 2011 roku. Wcześniej w ofercie należącej do rodziny d’Ornano firmy w tym obszarze była bowiem pustka. Zaś zadanie jej wypełnienia powierzono Vincent’owi Ricard’owi. Z którego twórczością nie miałem do tej pory styczności. Przekonajmy się zatem jak pachną skomponowane w tak wymagających okolicznościach perfumy.
Jak na zapach inspirowany mitem o Dedalu i Ikarze Eau d’Ikar rozpoczyna się zaskakująco zielono. Wyraźnie czuję tu galbanum z całym jego przypominającym młody groszek aromatem. Osadzono jest zaś w otoczce z cytrusów. Wśród których prym wiedzie bergamotka. A w ślad za nią podąża gorzka pomarańcza. Do tego dodajmy jeszcze cytrynę z Amalfi. W efekcie otwarcie kompozycji jest bardzo lekkie i świeże. Słowo rześkie pasuje do niego jak ulał. Natrafiłem też na sporo porównań do Chanel – Pour Monsieur oraz oryginalnej wersji Eau d’Orange Verte Hermès’a. Nie pamiętam już dobrze pierwszych z tych perfum natomiast podobieństwo do obecnej iteracji tych drugich wydaje mi się dość odległe. Nie mogę natomiast zaprzeczyć, że głowa recenzowanego zapachu ma w sobie coś retro. Co biorąc pod uwagę datę jego powstanie jest dość intrygującym zabiegiem.
Akord zielony nie znika w sercu dzieła Sisley. Zostaje jednak wzbogacony o jeden bardzo ważny element. A tym jest mastyks. Przy czym jego wprowadzenie do kompozycji nie powinno być dla nikogo niespodzianką. Trudno o składnik, który bardziej kojarzyłby się z Grecją niż ta, zwana Łzami Chios, żywica. Jej obecność w Eau d’Ikar sprawia zaś, że całość nabiera nowego wymiaru. Zyskuje głębi. Charakterystyczny, zielono-balsamiczny aromat, który w pełnej krasie podziwiać możemy w Un Jardin à Cythère, nadaje całości nieco niszowego charakteru. Jednocześnie, serce kompozycji ma w sobie również coś zauważalnie pudrowego. Co jest zasługą wprowadzenia do niego nuty irysa. To jednak nie jedyny kwiat na tym etapie zapachu. Pojawia się tu bowiem także jaśmin. Który przybliża skomponowane przez Vincent’a Ricard’a do jeszcze jednego klasyka, a konkretnie Eau Sauvage Dior’a. Z tym, że nasz dzisiejszy bohater wydaje mi się jednak bardziej złożony. W jego sercu odnajdziemy też bowiem nuty trzciny i herbaty pekoa. A także szczyptę przypraw. Bliżej bazy dawać o sobie znać zaczyna wetyweria. Która podtrzymuje zielony klimat zapachu. Wprowadza też więcej drzewnego aromatu, wzmocnionego jeszcze przy pomocy drewna sandałowego.
No to teraz kilka słów o parametrach użytkowych dzieła Sisley. A te są moim zdaniem dość przeciętne. Nie mówię tego jednak w negatywnym sensie. Eau d’Ikar są perfumami posiadającymi umiarkowaną projekcję. Można wyczuć je na swojej skórze oraz w niewielkiej przestrzeni wokół nas, ich zasięg nie jest jednak duży. Nie zauważyłem też by zwracały uwagę otoczenia. Kompozycja posiada za to całkiem dobrą trwałość. Plasuje się ona w granicach 7-8 godzin od aplikacji, co dla wody toaletowej uznaję zawsze za niezły wynik.
A jak prezentuje się flakon opisywanego dziś pachnidła? Zacznę może od tego, że zrobił on na mnie raczej pozytywne wrażenie. Choć jego srebrny atomizer ma w sobie coś lekko tandetnego. Ale może to tylko moje subiektywne wrażenie. Natomiast powierzchnia prostopadłościennej buteleczki pokryta jest nierównościami, co nadaje wzorowi bardziej intrygującego wyglądu. Przy czym u podstawy wytłoczono jedno słowo: IKAR. Zastępuje ono etykietę i w żadnym innym miejscu nie dopatrzymy się ani nazwy zapachu ani jego marki. Za to przez przeźroczyste szkło flakonu dostrzec możemy zamkniętą w jego wnętrzu ciemnożółtą ciecz. Której barwa kojarzyć może się z zabójczym dla Ikara Słońcem.
Wybór Eau d’Ikar na pierwsze męskie perfumy Sisley uważam za naprawdę ciekawy. W zapachu tym odnajdziemy nawiązanie do kilku klasycznych, dedykowanych panom pachnideł, nie mamy tu jednak do czynienia z naśladownictwem. Całość jest oryginalna i podąża własną ścieżką. Choć nie wszystko w tej kompozycji mi się podoba. Momentami wydaje mi się ona lekko dysonansowa. Tak, jakby Vincent Ricard nie do końca poradził sobie ze spleceniem kilku różnych wątków w zgrabną całość. Nie zmienia to natomiast faktu, że otrzymaliśmy pachnidło złożone i o wyraźnie męskim charakterze. Poza tym osobiście lubię aromat mastyksu i perfumy, w których odgrywa on znaczącą rolę już na starcie mają u mnie małego plusika. Zaś co do Eau d’Ikar, to myślę, że zarówno dzięki swojemu cytrusowo-zielono-ziołowemu otwarciu, jak i późniejszemu mastyksowemu sercu oraz sporej naturalności perfumy te mogą znaleźć zagorzałych miłośników. Nie jest to jednak zapach dla każdego.
Eau d’Ikar
Główna nuta: Galbanum, Mastyks.
Autor: Vincent Ricard.
Rok produkcji: 2011.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)
