Embers – rozżarzony do czerwoności

     Muszę przyznać, że byłem naprawdę zdziwiony, gdy w jednej z popularnych perfumerii sieciowych trafiłem na zapachy niszowej marki Rouge Bunny Rouge. Pochodzące z nowej kolekcji Provenance Tales trio zaintrygowało mnie i sprawiło, że natychmiast sięgnąłem po bloter. W ramach swojej najnowszej linii zapachów Rouge Bunny Rouge zaprezentowało trzy pachnidła: Silvan, Cynefin i Embers. Jako że to właśnie ten ostatni najbardziej przypadł mi do gustu postanowiłem poznać go trochę lepiej, co zaowocowało niniejszą recenzją. Zanim jednak przejdę do opisu samego zapach chciałbym najpierw przybliżyć ideę stojąca za kolekcją Provenence Tales. Linia ta zainspirowana została żywiołami, i tak Silvan reprezentuje ziemię, Cynefin wodę i powietrze, zaś Embers ogień. Shyamala Maisondieu (żona Antoine Maisondieu, znanego m.in. z Burberry - London for Men oraz licznych kompozycji dla Etat Libre d’Orange,) doskonale wywiązała się z powierzonego jej zadania. Wszystkie trzy kompozycje stoją na bardzo wysokim poziomie, ale moim zdaniem to Embers zasługuje na najwięcej uwagi. Zatem bez dalszej zwłoki zapraszam do zapoznania się z tymi niezwykłymi perfumami.

Embers

     Co do zasady Embers to perfumy kadzidlano-drzewne doprawione ostrymi przyprawami. Posiadają wyrazisty, pikantny początek, w którym już od pierwszych sekund wyczuwam spora ilość pieprzu. Występuje on tu w swojej różowej odmianie i odpowiada za to, iż zapach unosi się w powietrzu i wiruje wokół nosiciela. Główną rolę na tym etapie kompozycji odgrywają jednak goździki. Ich trochę słodki a trochę cierpki aromat buduje głowę perfum, stanowiąc jednocześnie pomost między następującą po niej fazą serca. Obok dwóch wyżej wymienionych przypraw w otwarciu prezentowanego dziś zapachu występuje także gałka muszkatołowa, która wnosi do niego delikatne korzenne tony. Również za jej sprawą przechyla się on nieznacznie w kierunku gourmand. Muszę stwierdzić, że początek Embers to w moim odczuciu także najbardziej męska część całego dzieła Sh. Maisondieu.

Cloves

     W sercu na pierwszy plan wysuwa się kadzidło, ani przez chwile nie dominuje ono jednak kompozycji. Wręcz przeciwnie - doskonale współgra ono z pozostałymi składnikami, tworząc niezwykłą i harmonijną całość. Za sprawą białych kwiatów, a dokładnie frezji i jaśminu słodycz Embers jeszcze się wzmaga. Ich aromat jest słodki, ciężki i zawiesisty. Perfumy nabierają wieczorowego charakteru. Również zastosowane na tym etapie labdanum ma w sobie coś miodowego i dobrze komponuje się ze wspomnianą białokwiatową wonią. Temperatura zapachu wzrasta, a ja niemal czuję bijący od skóry żar. Od czasu do czasu w nos uderza też woń palonego drewna zwiastująca bazę kompozycji. Składają się na nią drewno sandałowe, styraks i balsam peru. Dzięki ich żywiczno-balsamicznym akcentom Embers nabiera jeszcze większej głębi, zmienia się też ich wydźwięk. Płomienie powoli dogasają a my czujemy jakże charakterystyczny aromat popiołu i zwęglonego drewna. Baza jest wytrawa, ma też w sobie coś wyraźnie ambrowego. Zarówno w sercu jak i w bazie recenzowanych dziś perfum zauważam jeszcze jedno ciekawe zjawisko. Poszczególne nuty przeplatają się, to pojawiając to znikając. Muszę przyznać, że jest to naprawdę intrygujące do śledzenia.

     Embers cechuje się dobrą projekcją a w przestrzeni wokół użytkownika wyraźnie wyczuć można unoszące się w powietrzy smużki dymu. Mam także wrażenie, iż z czasem siła tych perfum jeszcze się wzmaga, kulminacje osiągając w sercu. Również trwałość zapachu robi wrażenie. Na mojej skórze byłem w stanie wyczuć go przez 10 do 12 godzin. Warto jednak zauważyć, że perfumy te wstępują w stężeniu eau de parfum.

campfire

     Wszystkie trzy flakony zapachów z serii Provenance Tales są do siebie podobne, różnią się jednak szczegółami. Po pierwsze każdy z nich ma na górnej ściance wygrawerowaną własną nazwę, po drugie inne są również zdobiące je grafiki. Ta na flakonie Embers przedstawia płomienie spowijające fragment lasu. Ciemne, matowe szkło dobrze pasuje do klimatu omawianej kompozycji, pozwalając na stworzenie spójnego wizerunku.

     W podsumowaniu chciałbym stwierdzić, iż Embers perfumy mroczne i tajemnicze. Trochę przypominają mi Bois d’Encens z linii Armani Prive. Są równie dobre, jednak prawie o połowę tańsze. Utrzymane w bogatej, orientalnej stylistyce stanowią doskonały wybór na wieczorne wyjścia.  Nie jest to przy tym zapach dla dzieciaków. Dzieło Sh. Maisondieu od początku do końca dedykowane jest osobom dorosłym i doskonale to czuć. Warto również zwrócić uwagę na fakt, że wykorzystane w omawianej kompozycji kadzidło nie ma wcale kościelnego charakteru, jaki odnajdujemy choćby w Cardinal Heeley’a. Budzi raczej skojarzenia ze świątyniami Majów lub Azteków.

Embers
Główne nuty: Kadzidło, Nuty drzewne.
Autor: Shyamala Maisondieu.
Rok produkcji: 2013.
Moja opinia: Polecam. (6/7)

temple