Noir Epices – bukiet przypraw

Od czasu do czasu na blogu pojawia się recenzja perfum, które nie są już dostępne w sprzedaży. I dziś właśnie jeden z tych dni. Na Agar i Piżmo trafiają bowiem Noir Epices (fr. czarne przyprawy) marki Frédéric Malle. Zapach skomponowany w 2000 roku przez Michel’a Roudnitskę. A więc syna słynnego Edmonda Roudnistki, autora między innymi Dior - Eau Sauvage. Samo prezentowane dziś pachnidło reklamowane było natomiast jako abstrakcyjne i tajemnicze. A do tego wystawne. Pojawiło się też porównanie do płócien Mark’a Rothko. A mimo to kompozycja nie zrobiła furory. Sprawdźmy zatem jakie mogły być tego powody.

     Jak na perfumy z przyprawami w nazwie Noir Epices nie rozpoczynają się wcale specjalnie przyprawowo. A tym bardziej nie określiłbym ich otwarcia jako ciemnego. Przeciwnie. Już na starcie dzieło Michel’a Roudnitski sprawia bowiem wrażenie jasnego i przede wszystkim przestrzennego. W czym pomaga obecne w jego głowie geranium, zastępujące tu bardziej tradycyjne nuty cytrusowe. Choć z cytrusów w otwarciu recenzowanej kompozycji odnajdziemy jeszcze słodszy aromat pomarańczy. Ta dwójka uzupełniona zaś została przez różę. Której warto poświęcić chwilę więcej uwagi. Szczególnie, że jej zapach przeciągnięty został daleko poza głowę Noir Epices. Do opisywanego pachnidła wnosi zaś nie tylko słodycz i kwiatowe ciepło, ale również pewną zmysłowość. Choć królowa kwiatów ma tu w sobie również coś zielonego. Co być może zawdzięcza sparowaniu ze wspomnianym już geranium. Ponadto, za jej sprawą całość nabiera nieco więcej ciężaru. Nie staje się może ciemna, powiedziałbym jednak, że przybiera kolor purpury. Zwłaszcza, że w miarę jak przemija pierwsza faza recenzowanych perfum, coraz silniej dawać znać o sobie zaczynają przyprawy.

     W sercu dzieła Michel’a Roudnitski odnajdziemy całą gamę popularnych przypraw. Z którym wiele jest naprawdę bliskich mojemu sercu. A jednak kompozycja nie wywołała u mnie dreszczy. Wonne aromaty goździków, pieprzu, gałki muszkatołowej i cynamonu podnoszą temperaturę zapachu, zaś obleczone w różaną słodycz nie rażą naszych nozdrzy ostrzejszymi akcentami. Całość została wygładzona i dopasowana do oczekiwań mniej wymagającej klienteli. A szkoda. Według mnie silniejsze podkreślenie pikanterii zastosowanych składników dodałoby pachnidłu Frédéric’a Malle pazura. A tak, kompozycji, choć wyraźnie orientalnej, brakuje trochę męskiego pierwiastka. I nie zmienia tego nawet jej baza. W której również pojawiają się dość wyraziste nuty. Takie jak choćby paczula. Albo cedr. Z tym, że kontrapunkt dla nich stanowi słodsza i bardziej kremowa woń drewna sandałowego. I choć końcówka Noir Epices przybiera bardziej drzewnego i surowego charakteru niż serce, to jako całość nadal nie do końca mnie przekonuje.

            Poświęćmy teraz chwilę uwagi parametrom użytkowym recenzowanych perfum. Na początek standardowo projekcja. A ta jest moim zdaniem dość przeciętna. Aromat stworzonego przez Michel’a Roudnitskę pachnidła nie wydaje się specjalnie intensywny. A choć wspomniałem o tym, że sprawia wrażenie przestrzennego, to jednak wcale nie oddala się zbytnio od naszej skóry. I niewiele osób w naszym otoczeniu zdaje sobie z niego sprawę. Zauważalnie lepiej wypada natomiast trwałość kompozycji. Noir Epices ma postać wody perfumowanej i na moim ciele utrzymuje się przez 9-11 godzin od aplikacji. Pod tym względem są zatem powody do zadowolenia.

     Zanim przejdę do podsumowania, jeszcze kilka słów o flakonie prezentowanego dziś zapachu. A mamy tu oczywiście do czynienia ze wzorem typowym dla całej kolekcji Editions de Parfums. Tak więc buteleczka Noir Epices wykonana jest z przeźroczystego szkła i ma kształt walca. Który opasany jest czarną etykietą. Z niej możemy zaś wyczytać informacje o nazwie kompozycji (na czerwono) oraz jej autorze i marce (na biało). Z kolei czarny atomizer ukryty został pod masywną zatyczką tej samem barwy, na wierzchu której znajdują się litery EDP|FM. Jednocześnie, przez przejrzyste szkło flakonu dojrzeć możemy zamknięta w jego wnętrzu żółto-zielonkawą ciecz.  

     W pewnym sensie Noir Epices to zapach dziwny. Orientalny, ale bez charakterystycznej przyprawowej pikanterii. Z kolei stanowiący jego szkielet akord drzewny ma w sobie sporo słodyczy. Przez co cała kompozycja wydaje się ciepła. Wcześniej wspomniałem też o jasnym charakterze tych perfum. Z czasem nieco się on zmienia, przez co finalnie powiedziałbym, że dzieło Roudnitski subtelnie mieni się na skórze. I to wrażenie jest akurat dość przyjemne. Ogólnie, brakuje mi tu jednak tego czegoś. Tylko czego dokładnie? Chyba jakiegoś elementu, który sprawiłby, że całość nabrałaby wyrazistości. Przyprawy rozpływają się tu bowiem w soku z różanych płatków, a wytrawniejsza, drzewna końcówka sprawia wrażenie nieoszlifowanej. Plus, od czasu do czasu, pojawiają się też pewne syntetyczne niuanse. I to już w głowie zapachu. Tak więc, choć w moim odczuciu Noir Epices nie są perfumami złymi, na więcej niż Może być nie jestem w stanie ich ocenić. Co w porównaniu do innych zapachów z oferty Frédéric’a Malle wypada dość mizernie i może tłumaczyć czemu dzieło Roudnitski zostało wycofane z rynku.   

Noir Epices
Główne nuty: Róża, Przyprawy.
Autor: Michel Roudnitska.
Rok produkcji: 2000.
Moja opinia:  Może być. (4/7)