Cyprès Pantelleria – możliwość wyspy
Dziś po raz kolejny sięgam po perfumy z ekskluzywnej linii Armani Privé. Tym razem zdecydowałem się jednak nie na zapach z debiutanckiej czwórki (choć Pierre de Lune też figuruje na moje liście do testów), ale na coś nowszego. A konkretnie na mający swoją premierę w 2021 roku Cyprès Pantelleria. Przy czym od razu wyjaśnię może, że Pentelleria to maleńka włoska wyspa położona mniej więcej w połowie drogi między Sycylią a Tunezją. I to właśnie jej ducha oddawać ma prezentowana dziś kompozycja. Zaś zadanie to powierzono samemu Alberto Morillas’owi. Zobaczmy zatem w jaki sposób hiszpański mistrz przedstawił kontrastowe aromaty morza, dziewiczej roślinności oraz wulkanicznych skał. Zapraszam na recenzję Cyprès Pantelleria!
Prezentowane dziś perfumy rozpoczynają się wyraźnym akordem cytrusowym. Na którego czele stoi cytron. Tuż za nim podążają zaś bergamotka i mandarynka. W efekcie otwarcie jest jasne i radosne. Angielskie słowo playful pasuje do niego jak ulał. Zwłaszcza, że głowa zapachu niemal buzuje na naszej skórze. Bijący od zapachu aromat jest rześki i energetyzujący. Alberto Morillas słynie zresztą z umiejętnego wykorzystywania nut cytrusowych, a jego dzieła nieraz charakteryzują się świetlistością i transparentnością. Podobnie jest w przypadku Cyprès Pantelleria. Z tym, że w pierwszej fazie opisywanej kompozycji wyczuć można jeszcze woń neroli. Za jej sprawą całość staje się słodsza. Nabiera także nieco mydlanej czystości. Oraz subtelnie kwiatowego ciepła, które nawiązywać ma najpewniej do pokrywającej włoską wyspę roślinności. A skoro już o roślinach mowa…
Testując recenzowane perfumy wydać by się mogło, że w ich sercu pojawia się lawenda. Cały zapach wyraźnie zahacza zresztą o regiony fougère. Z tym, że w oficjalnym spisie nut pojawia się nie lawenda, a szałwia. Tak samo wprowadza ona jednak do dzieła Armani’ego zauważalne ziołowe akcenty. Z tym, że jej charakterystycznie czysty aromat lepiej komponuje się z obecnym w głowie neroli. Przydaje całości wytrawności, nie wchodzi jednak w apteczne obszary. Być może dlatego, że na tym etapie kompozycji najważniejszą rolę pełni akord morski. Kontynuuje on zapoczątkowany w otwarciu wątek świeżości, dodaje też jednak coś od siebie. A tym czymś jest wyraźna słoność, która według mnie definiuje środkową fazę Cyprès Pantelleria. Natomiast tytułowy cyprys pojawia się jakby w tle. Przynajmniej na ten moment. Również i jego aromat niesie jednak ze sobą wyraźny ładunek chłodu. Wprowadza także pierwsze drzewne akcenty, których więcej odnajdziemy w bazie zapachu. Alberto Morillas chciał, aby ostatnia faza jego dzieła nawiązywała do budujących Pentellerią wulkanicznych skał. W tym celu sięgnął zaś między innymi po paczulę i wetywerię. Ziemistość tej pierwszej połączona została z tą frakcją olejku wetiwerowego, która odpowiada za sygnaturowe mineralne aromaty Terre d’Hermès oraz Red Vetiver. A całość uzupełniona została jeszcze o mech dębowy (kolejny element perfum fougère) i ambrę.
Przyjrzyjmy się teraz parametrom użytkowym Cyprès Pantelleria. Na początek ich moc. A ta jest według mnie w normie. Recenzowane perfumy posiadają umiarkowaną projekcję, tak, że da się je wyczuć na sobie oraz w najbliższej przestrzeni. Nie są jednak inwazyjne. Trzymają się w granicach naszej strefy komfortu. W której pozostają zresztą przez całkiem długi okres czasu. Jeśli bowiem chodzi o trwałość zapachu, to jest ona bardzo dobra i wynosi 9-11 godzin od aplikacji. Warto przy tym pamiętać o fakcie, iż nasz dzisiejszy bohater ma postać wody toaletowej, a nie perfumowanej, jak uprzednio recenzowane pachnidła z kolekcji Armani Privé.
Chciałbym teraz napisać jeszcze kilka słów o flakonie recenzowanych perfum. Zwłaszcza, że różnie się on od tych należących do Bois d’Encens i Ambre Soie. Wykonany jest bowiem nie z ciemnego, a z przeźroczystego szkła. Dzięki czemu z łatwością dostrzec można znajdującą się w jego wnętrzu zielonkawą ciecz. Bez zmian pozostała natomiast, zastępująca etykietę, złota tabliczka, na której umieszczono nazwę zapachu oraz informację o jego przynależności do linii Armani Privé. Zdecydowano się także zatrzymać, przypominającą elegancko wypolerowany kamień, czarną zatyczkę, spod której widać fragment złotego atomizera. Całość prezentuje się według mnie bardzo dobrze i zdecydowanie zwraca uwagę.
Podsumowanie dzisiejszej recenzji zacznę może od tego, że nie jestem miłośnikiem perfum morskich. Zaś w dziele Armani’ego akord ten odgrywa naprawdę znaczącą rolę. Co zaskakujące, w ogóle nie budzi on jednak mojej niechęci. Przeciwnie, sposób w jaki został on zaprezentowany w Cyprès Pantelleria naprawdę mnie intryguje. Być może dzieje się tak dzięki zestawieniu go z późniejszym wątkiem mineralnym. Z tym, że nie jest to jedyna rzecz, która podoba mi się w opisywanych dziś perfumach. Na uwagę zasługuję bowiem również ich zmienność. Stworzony przez Alberto Morillas’a zapach posiada wyraźną ewolucję, przebiega ona jednak niezwykle spójnie. Każdy z definiujących charakter Pentellerii aromatów dostaje tutaj swoje pięć minut, jednak dopiero wspólnie w pełni oddają klimat tej włoskiej wyspy. I za takie właśnie skomponowanie opisywanego pachnidła należy się hiszpańskiemu mistrzowi uznanie.
Cyprès Pantelleria
Główne nuty: Nuty Drzewne, Nuty Morskie, Cytrusy.
Autor: Alberto Morillas.
Rok produkcji: 2021.
Moja opinia: Polecam. (6/7)
