Uwaga, klasyk! – Habit Rouge

Dzisiejszy wpis jest dla mnie na swój sposób wyjątkowy. Habit Rouge (fr. czerwona marynarka) to bowiem jedne z tych klasycznych perfum męskich, które zawsze pragnąłem poznać. Niemal wszystkie opinie, jakie czytałem na temat dzieła Jean-Paul Guerlain były co najmniej entuzjastyczne. I dlatego właśnie trochę bałem się spotkania z tą kompozycją. Obawiałem się czy rzeczywistość sprosta moim rozdmuchanym oczekiwaniom. A także czy, mimo reedycji, zapach stworzony w 1965 roku (a więc ponad pół wieku temu) nie okaże się jednak jakimś antykiem. Owszem, pięknym, ale całkowicie nieprzystającym do dzisiejszych standardów i zupełnie nienoszalnym. Niemniej, już teraz mogę zdradzić, że tak się nie stało. Ale po więcej szczegółów zapraszam do lektury całej recenzji.

Habit Rouge.jpg

Początek Habit Rouge wydał mi się jednocześnie słodki, cytrusowy i drzewny. Naprawdę. Od razu uświadamiamy sobie wielowątkowość tych perfum. Moim zdaniem, w początkowej fazie najwyraźniej czuć jednak cytrynę. Nadaje ona zapachowi świeżości i lekkości. Towarzyszą jej zaś jeszcze miedzy innymi bergamotka i limona. Ich gorycz jest tu subtelna, lecz zauważalna. A otwarcie choć żywe, nie iskrzy zbytnio na skórze. Doprawione zostało zaś szczyptą bazylii. Nadaje ona głowie Habit Rouge nieco więcej pikanterii. I mimo iż patrząc jedynie na wymienione przeze mnie nuty, można by spodziewać się, że początek recenzowanych perfum ma lekko sportowy charakter, to w rzeczywistości wcale tak nie jest. Dzieło Guerlain od samego początku sprawia bowiem wrażenie złożonego i wyrafinowanego. Z czasem zaś tylko coraz silniej to sobie uświadamiamy.

Habit Rouge.jpg

Serce kompozycji jest już zauważalnie bardziej ciepłe niż jej głowa. Oraz wyraźniej kwiatowe. Jego słodycz zbudowana zaś została przede wszystkim w oparciu o różę. Sposób w jaki ją tu przestawiono jest dość nowoczesny. A królowa kwiatów wypada nawet męsko (o ile w ogóle można tak powiedzieć o róży). Być może jest to po części efekt towarzyszącego jej na tym etapie goździka. Czuć go tu dość wyraźnie i powiedziałbym, że to właśnie on odgrywa kluczową rolę w środkowej fazie perfum Guerlain. Jego nieco ostrzejszy aromat nadaje Habit Rouge wyrazu. Równoważy słodycz róży oraz, również tu obecnych, kwiatu pomarańczy i cynamonu. Co do zasady, kwiaty służą też zaokrągleniu kompozycji. I nadaniu jej powabu. Który to jeszcze silniej zaznacza się w bazie zapachu. Ta stanowi zaś przede wszystkim mieszankę nut drzewnych oraz wanilii. Choć nie można nie wspomnieć o pojawiającym się tu wątku skórzanym. Tyle, że przedstawiony jest on w sposób, który znacznie przybliża go do aromatu zamszu. Sama wanilia jest za to jakby aksamitna. Sładka, ale nie za słodka. Na pewno zmysłowa. Prezentuje się naprawdę świetnie. Po części dzięki doskonale z nią skomponowanemu drewnu sandałowemu. I odrobinie słodkiego cedru. A skoro już jesteśmy przy drzewach, to muszę wspomnieć, że zupełnie nie wyczuwam tu deklarowanego w składzie oudu. W ostatnim czasie testowałem sporo perfum z tym składnikiem, jednak w Habit Rouge nie odnajduję niczego, co wskazywałoby na jego obecność. Czuję za to ostrzejszą woń paczuli. Podkreślono tu jej skórzane oblicze, dzięki czemu płynnie wpasowuje się ona w bazę recenzowanych perfum. Końcówka wzbogacona też została o dymno-kadzidlaną nutę benzoesu.     

Rzućmy teraz okiem na parametry użytkowe Habit Rouge. Czy i one zasługują na podobne uznanie jak sam zapach? Według mnie niekoniecznie. Choć powodów do narzekań też nie ma. Jeśli chodzi o projekcję, to dzieło Guerlain posiada umiarkowaną moc. Nosząc te perfumy na sobie, miałem świadomość ich obecności. Jednak jakoś znacząco nie dawały one o sobie znać. Trochę lepiej było za to z ich trwałością. Ta, w przypadku mojej skóry, wynosiła około 8-9 godzin. Jest to dobry wynik jak na wodę perfumowaną.

Habit Rouge.jpg

A jak prezentuje się flakon recenzowanej dziś kompozycji? Wydaje mi się, że całkiem nieźle. Przede wszystkim za sprawą czerwonej etykiety dobrze pasuje do nazwy i charakteru tych perfum. Jego wzór jest zaś prosty i elegancki. Buteleczka wykonana została z przeźroczystego szkła a jej kształt jest wspólny dla większości męskich zapachów w podstawowej ofercie Guerlain. Znajdujące się na etykiecie nazwa, koncentracja oraz marka wypisane zostały białą czcionką. Atomizer ukryty zaś pod srebrną zatyczką. Natomiast wnętrze flakonu wypełnia jasna, zielono-żółta ciecz.

Z ulgą stwierdzam, że Habit Rouge doskonale sprostał moim oczekiwaniom. To piękne perfumy. Zmysłowe bez dwóch zdań. Ich słodycz jest urzekająca, jednak męski charakter pozostaje zauważalny przez cały okres trwania kompozycji na skórze. Do tego zapach posiada specyficzną, natychmiast rozpoznawalną sygnaturę. Czy jest to słynna guerlinade? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Chciałem natomiast wspomnieć o czymś innym. We wpisie poświęconym Noir wspomniałem o rzekomym podobieństwie perfum Tom’a Ford’a do Habit Rouge. Teraz zaś sam mogłem się o tym przekonać. Szczególnie serca obu kompozycji są zbliżone. I to podobieństwo również nie pozostało bez wpływu na końcową ocenę. Choć żeby być uczciwym, należy zaznaczyć, że w rzeczywistości to Noir - jako młodsze - są podobne do Habit Rouge. Jedynie ja poznałem je wcześniej niż dzieło Guerlain. Nie umniejsza to jednak ogromnego wrażenia, jakie wywarła na mnie Czerwona Marynarka.

Habit Rouge
Główne nuty: Kwiaty, Przyprawy, Nuty Drzewne.
Autor: Jean-Paul Guerlain.
Rok produkcji: 1965/2003.
Moja opinia: Gorąco polecam! (7/7)