Ex Vetiver – prosto, prosto i jeszcze raz prosto

Zazwyczaj, gdy wprowadzam na bloga nową markę, to pierwszą recenzję staram się poświęcić jednym z jej najbardziej znanych perfum. Dziś jest jednak inaczej. Swoją przygodę z Juliette has a gun rozpoczynam bowiem od spotkania z Ex Vetiver. A więc zapachem zdecydowania nowym, którego premiera miała miejsce jeszcze w tym roku. Tytułem wstępu wyjaśnię zaś znaczenie nazwy tej kompozycji. Łacińskie słówko ex oznacza mniej więcej to samo, co polski przyimek z (np. Deux ex machina tłumaczy się jako Bóg z maszyny). Tym samym nazwa stworzonego przez Romano Ricci’ego pachnidła wskazuje, że jest ono zbudowane z wetywerii. Ale czy oprócz tej aromatycznej trawy znajdziemy w nim coś jeszcze? Sprawdźmy!

     Już od pierwszych chwil po aplikacji Ex Vetiver na skórę, czuć, że główną rolę w tych perfumach odgrywa tytułowa wetyweria. Jednak z początku na pierwszy plan wysuwają się cytrusy. A konkretnie bergamotka i cytryna. Dzięki którym otwarcie recenzowanej kompozycji sprawia wrażenie naprawdę rześkiego. A zarazem znajomego. Głowa zapachu jest bowiem prosta i nie wskazuje, by dzieło Romano Ricci’ego miało jakoś specjalnie wyróżniać się na tle konkurencji. Z tym, że podobnie jak nie należy oceniać książki po okładce, tak samo wyciąganie wniosków na temat całych perfum na podstawie ich głowy może prowadzić do błędnych przekonań. Niemniej, póki co Ex Vetiver lekko iskrzą na skórze, budząc skojarzenia z klasycznymi wodami kolońskimi.

     No to teraz o tytułowej wetywerii. Tym bardziej, że w sercu prezentowanego zapachu poza nią oficjalnie nie pojawia się żadna inna nuta. Mamy tu natomiast do czynienia z innym ciekawym zabiegiem. Zgodnie z materiałami prasowymi na tym etapie kompozycji pojawiają się bowiem trzy rodzaje wetywerii: z Haiti, z Indonezji oraz piaskowa. Przy czym ta ostatnia nie jest gatunkiem, chodzi po prostu o roślinę wychodowaną nie w glebie, a na piaskach, dzięki czemu jej aromat przybrać powinien bardziej mineralnego wydźwięku. W Ex Vetiver wrażenie to jest jednak dość subtelne. Jeśli szukacie perfum, w których mineralny charakter wetywerii został silniej zaakcentowany, to zachęcam do testów Terre d’Hermès lub Red Vetiver od Montale. Natomiast dzieło Juliet has a gun cechuje się wyraźnie świeżym i zielonym klimatem. A sama tytułowa trawa pachnie tu dość naturalnie. Zapach jest jasny i przyjazny. Choć może nieco za prostu. Wydaje mi się, że wielowymiarowy aromat wetywerii został tu lekko spłaszczony. Przez co całości trochę brakuje głębi. I nie zmieniają tego silniej uwidaczniające się w miarę upływu czasu akcenty drzewne. Wprowadzone do kompozycji za sprawą Ambroxanu. Który wpływa również na wyraźniej syntetyczny charakter końcówki Ex Vetiver. Co jest tym bardziej widoczne ze względu na pojawiające się w bazie opisywanego pachnidła piżmo. I to właśnie ono przejmuje na finiszu władzę nad dziełem Romano Ricci’ego. Charakterystycznie czyste i mydlane, nie wnosi wiele ciekawego do olfaktorycznego spektrum recenzowanych perfum.

     Nadszedł moment, w którym przyjrzymy się parametrom użytkowym Ex Vetiver. Na początek projekcja. A ta jest moim zdaniem dość przeciętna. A może nawet poniżej średniej. Zdecydowanie nie mamy tu do czynienia z perfumami, która dają nam znać o swojej obecności na skórze. Nie są one może całkowicie anonimowe, jednak ich moc jest niewielka. Chociaż chusteczka, którą trzymałem w kieszeni spodni razem z bloterem, na który naniosłem zapach, przesiąkła nim dość zauważalnie. Natomiast jeśli chodzi o trwałość kompozycji, to jest on w miarę przyzwoita i wynosi 6-7 godzin od aplikacji. Zaznaczam też jednak, że dzieło Juliette has a gun występuje pod postacią wody perfumowanej.

     Zdecydowanie mocnym punktem produktu o nazwie Ex Vetiver jest jego flakon. Przy czym jego kolorystyka bardzo silnie skojarzyła mi się z Original Vétiver Creed’a. W podobny sposób przechodzi od intensywnej zieleni u dołu butelki do jasnej żółci bliżej atomizera. Główną różnicą między tymi flakonami jest natomiast ich kształt. Opisywany dziś zapach został bowiem zamknięty w buteleczce mającej kształt walca. Na której znajdziemy wypisane białą czcionką nazwę kompozycji oraz jej markę. Przy czym to ta druga jest wyraźnie większa. Całość uzupełniona zaś została o srebrną zatyczkę mającą kształt odwróconego stożka o ściętym wierzchołku. I muszę przyznać, że całkiem dobrze pasuje ona do reszty wzoru.  

     W moim odczuciu Ex Vetiver to dość przeciętne perfumy wetiwerowe. Zapach rozpoczyna się cytrusowo, po czym przechodzi do zielonego serca, by pożegnać nas ambrowo-piżmową bazą. I to w zasadzie tyle. Pachnidło, które zaserwował nam Romano Ricci jest proste (zastanawiałem się nawet nad użyciem słowa banalne) i trudno znaleźć w nim jakieś ciekawsze elementy. Na plus uznaję jednak fakt, że tytułowa wetyweria pachnie w nim całkiem naturalnie. Oraz, że całość sprawia wrażenie raczej przyjemnej w odbiorze. Jest świeża i chłodna. Z tego względu dla mniej wymagających miłośników perfum może stanowić dobry wybór na cieplejsze pory roku. Osobiście mam jednak trochę wyższe wymagania, stąd ocena końcowa jest neutralna.      

Ex Vetiver
Główna nuta: Wetyweria.
Autor: Romano Ricci.
Rok produkcji: 2024.
Moja opinia:  Może być. (4/7)