Oud Ispahan – perski duet
Dziś, po dłuższej przerwie, na bloga znów trafiają perfumy będące częścią należącej do marki Dior La Collection Privée. Przy czym w wypadku naszego dzisiejszego bohatera mamy do czynienia z re-edycją. Pierwotnie Oud Ispahan powstały bowiem w 2012 roku, obecna wersja to zaś formuła z 2018. Autorem obu jest jednak François Demachy, a więc naczelny nos francuskiej marki. Sama kompozycja określana jest zaś mianem drapieżnej oraz bezkompromisowej. Swoją nazwą nawiązuje natomiast do dawnej stolicy Imperium Perskiego, to jest do miasta Isfahan. Co stanowić może pewną podpowiedź co do charakteru tych perfum. Jednocześnie, chciałbym również zauważyć, że nie jest pierwszy trafiający na Agar i Piżmo zapach inspirowany tą irańską metropolią. Parę miesięcy temu na blogu pojawiła się bowiem recenzja Ormonde Jayne – Isfarkand. Zobaczmy zatem czym wizja Demachy’ego różni się od tej Gezy Schoen’a.
Początek Oud Ispahan jasno wskazuje na orientalny charakter recenzowanych perfum. Z tym, że nie uświadczymy w nim przypraw. Bliskowschodni klimat zapachu zbudowany został przy pomocy innych ingrediencji. Głównie żywic i kwiatów. Przy czym zamieszczony na Fragrantica spis nut jest w tym wypadku dość ogólny i niezbyt pomocny. Moim zdaniem w głowie kompozycji da się jednak wyczuć labdanum, które było także obecne w wersji z 2012 roku. Czuję tu jego charakterystyczny, zbliżony do kauczuku aromat. Trochę drzewny, a trochę skórzany. I z odrobiną słodyczy. Bardzo szybko objawia nam się też jednak inny bohater dzieła François Demachy’ego. A w zasadzie bohaterka. Tą jest bowiem róża. Damasceńska. I bardzo czerwona. Której pojawienie się sprawia, że Oud Ispahan nabiera wyraźnie arabskiego (choć w tym wypadku należałoby chyba powiedzieć perskiego, to w końcu dwie różne grupy etniczne) charakteru. Różany aromat jest bogaty i wypełnia nasze nozdrza słodyczą. Od której nie bolą jednak zęby. Nie ma tu też zbytnio akcentów marmoladowych. Choć czegoś owocowego można się doszukać. Zdecydowanie, otwarcie kompozycji jest odważne i zwraca uwagę. A co dzieje się po nim?
Przede wszystkim róża nie jest tylko nutą głowy. Jej aromat wyraźnie trwa także w sercu opisywanych perfum. Całość pozostaje też słodka. A choć wspominałem o braku przypraw, to wydaje mi się, że na tym etapie Oud Ispahan pojawiać się może odrobina szafranu. Dodam także, że całość jest ciepła, ma w sobie również coś odrobinę mrocznego. Co wynikać może z obecności tytułowego oudu. Którego wytrawny aromat zaznacza swoją rolę w środkowej części zapachu. Odnajduję w nim zarówno elementy apteczne, dymne jak i ziemiste. Co świadczy o złożoności dzieła Dior’a. Przy czym to ostatnie wrażenie może też być powiązane z sięgnięciem po paczulę. Natomiast im bliżej bazy, tym całość staje się bardziej ambrowa. A wśród obecnych tu żywić pojawia się między innymi mirra. Demachy sięgnął również po inny, dobrze komponujący się z różą składnik. A konkretnie drewno sandałowe. Które swoją słodkawą i jakby mleczną wonią zmiękcza surowe jak do tej pory oblicze Oud Ispahan. Gdzieś w tle nadal majaczy zaś abstrakcyjny wątek kwiatowy.
A teraz parę słów o parametrach użytkowych prezentowanego dziś na blogu pachnidła. I tak, podczas testów jego projekcja wydała mi się umiarkowana. Z małym plusem. Zapach jest bowiem bardzo łatwo wyczuwalne w okolicach naszej skóry, ale już niekoniecznie nieco dalej, w przestrzeni wokół nas. Jeśli jednak ktoś stoi stosunkowo blisko, to nie powinien mieć problemów z jego zauważeniem. A jak wypada trwałość kompozycji? Moim zdaniem również naprawdę dobrze. W przypadku Oud Ispahan mamy do czynienia z wodą perfumowaną, której aromat znika z naszego ciała dopiero po 10-12 godzinach od aplikacji.
Zobaczmy też jak prezentuje się flakon opisywanych perfum. Zacznę może od tego, że mamy tu do czynienia z wzorem typowym dla całej linii La Collection Privée. A zatem walcowata buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła i opatrzona białą etykietą. Z której wyczytać można, wypisane czarną czcionką, nazwę zapachu oraz jego markę. Ponadto, buteleczka opatrzona została czarną, cylindryczną zatyczką z charakterystycznymi żłobieniami. Oraz wbudowanym magnesem, zapobiegającym samoistnemu otwarciu się flakonu, na przykład podczas transportu. Jeśli zaś chodzi o barwę zamkniętej w szkle cieczy, to przybiera ona odcień bladego różu. W pewnym sensie pasuje zatem do stylu kompozycji.
Oud Ispahan to jedne z tych perfum, których jednoznaczna ocena nie jest dla mnie łatwa. W perfumach tych trudno mi bowiem wskazać jakiś oryginalny element. Połączenie róży i oudu uznać dziś można za klasyczna a na Agar i Piżmo pojawiło się już sporo pachnideł z tym duetem w temacie. Sukces dzieła Dior’a kryje się jednak w sposobie, w jaki obecne w nim składniki zostały połączone w całość. Zapach ten jest bowiem doskonale zbalansowany. Kwiatowa słodycz zderzona została z wytrawnym wątkiem drzewnym, a ich pojedynek zakończył się remisem. Oud Ispahan nie przechyla się w żadnym z tych dwóch kierunków. A mimo to pozostaje kompozycją zmienną i zniuansowaną. Niby zdominowaną przez dwa akordy, a jednak niepozbawioną ciekawej ewolucji. Duża część akcji rozgrywa się jednak na drugim planie. A jej dostrzeżenie wymaga odrobiny skupienia. Stąd określiłbym stworzone przez François Demachy’ego pachnidło mianem perfum dla koneserów. Co znalazło swoje odzwierciedlenie w ocenie końcowej. Podobnie jak i to, że osobiście nie jestem miłośnikiem duetu róża-oud.
Oud Ispahan
Główne nuty: Nuty Drzewne. Róża.
Autor: François Demachy.
Rok produkcji: 2018.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)
