Le Labo – liczby mają znaczenie

W ostatnim czasie na blogu pojawiło się sporo recenzji perfum od marek, z którymi do tej pory nie miałem do czynienia. Ale sam dział O markach jakoś znacząco nie przybrał rozmiaru. Dlatego postanowiłem nieco skorygować ten fakt i przygotować tekst o Le Labo. Oferowane przez nich zapachy intrygowały mnie od dawna, a do tego firmy rodem z USA zdecydowanie rzadko goszczą na Agar i Piżmo. Z tym, że już na wstępie chciałbym wyjaśnić, że Le Labo posiada jednak silne związki z Francją, w szczególności z Grasse. Oraz, że od 2014 roku jest własnością koncernu Estee Lauder. Ale może po kolei.  

Oficjalnie powstanie prezentowanej dziś marki datuje się na 2006 roku. To wtedy dwóch przyjaciół Szwajcar - Fabrice Penot oraz Francuz - Edouard Roschi zdecydowało się na odważny krok. Porzucili oni posady w jednym z dużych koncernów, gdzie byli odpowiedzialni za promocję zapachów Giorgio Armani’ego. Znużeni brakiem kreatywności lansowanych kompozycji, odkryli, że chcą czegoś więcej. I że mają na to pomysł. Dzięki posiadanym oszczędnościom otworzyli w dzielnicy Nolita w Nowym Jorku pierwszy salon Le Labo. W tym miejscu wyjaśnię może, że nazwa Le Labo w języku francuskim oznacza nic innego jak laboratorium. Skąd więc taki wybór? Wynika to z faktu, iż ich butiki utrzymane są w takim stylu. A oferowane zapachy mieszane są i odlewane do flakonów dopiero bezpośrednio przy samym zakupie. Co buduje w klientach poczucie wyjątkowości oraz tworzy silniejszą więź z nabywanym produktem. Przy takim koncepcie nie trzeba było długo czekać aż Nowojorczycy zakochają się w którychś z perfum z oferty Le Labo. A tymi okazały się powstałe w 2011 roku Santal 33. Ze względu na swój charakter kompozycja ta szybko zyskała uznanie w artystycznych kręgach Wielkiego Jabłka. A to wystarczyło, by o jej twórcach zrobiło się głośno. W tym miejscu muszę jednak zaznaczyć, że Penot i Roschi sami nie komponują pachnideł Le Labo. Do współpracy zapraszają natomiast renomowanych twórców takich jak Francoise Caron, Maurice Roucel czy Frank Voelkl. I to właśnie ten ostatni odpowiedzialny jest za powstanie Santal 33. Z czasem przyszły zaś kolejne sukcesy, jak choćby Rose 31. Wydaje mi się, że w tym miejscu warto również wyjaśnić co oznaczają znajdujące się w nazwach poszczególnych zapachów liczby. A wskazują one na ilość składników użytych do ich skomponowania. Tym samym Ylang 49 powinny dostarczyć naszym nosom aż 49 różnych wrażeń. Tak przynajmniej twierdzi sam Fabrice Penot.

     Wspomniałem już, że jedną z przyczyn powstanie Le Labo był zauważony przez założycieli marki brak kreatywności nowowprowadzanych na rynek zapachów. Aby zerwać z tym trendem postanowili oni, że oferowane przez nich pachnidła muszą szokować. A także, że ich koncepcja perfumerii powinna zawierać w sobie element pogardy dla tego, co już istnieje. Pogardy, która służyć będzie za siłę napędową do tworzenia rzeczy nowych i odkrywczych. Co wyczytać można również z umieszczonego na oficjalnej stronie marki manifestu. Zresztą już sam fakt jego posiadania wskazuje, że nowojorski brand jest czymś więcej niż tylko kolejną nastawioną na zyski firmą. Wyraźnie czuć od niego pasję założycieli. Jednocześnie, Le Labo podkreśla także osobisty stosunek do całego procesu tworzenia perfum. Składniki, z których powstają oferowane perfumy zbierane są ręcznie choćby w takich lokalizacjach jak Grasse (róża), Kimberley, Australia (drewno sandałowe) czy Kalabria (bergamotka). Ręcznie powstają też jednak inne akcesoria sprzedawane przez Le Labo, jak na przykład świece i dyfuzory. Trzeba bowiem wspomnieć, że obecnie Le Labo to już nie tylko perfumy (podzielone na dwie kolekcje: klasyczną oraz City Exclusive), ale właśnie wspomniane świece, kosmetyki do pielęgnacji skóry i włosów, jak również dżinsowe torby tote. Odwiedzając oficjalną stronę internetową marki warto również zajrzeć do działu Overheard Le Labo (śledzę ich konto na Instagramie, gdzie pojawiają się fragmenty komentarzy zasłyszanych na temat oferowanych produktów), w którym znaleźć można wirtualną wersję dziennika z wieloma ciekawymi informacjami dotyczącymi nowojorskiego brandu. Zachęcam Was zatem do samodzielnej eksploracji!