Mojave Ghost – aromatyczny survival
Jeśli chodzi o popularność, to pustynia Mojave zdecydowanie ustępuje pod tym względem swoim bardziej znanym siostrom takim jak Sahara, Gobi czy Atakama. A jednak to właśnie temu, położonemu na południowym wschodzi Stanów Zjednoczonych, obszarowi marka Byredo zdecydowała się dedykować jedne ze swoich perfum. Mojave Ghost powstały w 2014 roku, odzwierciedlać zaś mają odporność, czy też właściwie rezyliencję (ze szkolenia z zarządzania stresem wiem, że to nie to samo), występujących tam organizmów żywych. Ich naturalną zdolność do przetrwania i regeneracji. Ale jak przekazać tego typu doświadczenia przy pomocy zapachu? Odpowiedzi poszukam w dzisiejszej recenzji.
Dzięki prowadzeniu bloga o perfumach dowiedziałem się sporo innych ciekawych rzeczy. I tak, w przypadku naszego dzisiejszego bohatera poznałem owoc mamey sapote, którego aromat występuje w otwarciu dzieła Byredo. Głowa Mojave Ghost jest więc wyraźnie słodka, z charakterystyczną kremowo-owocową nuta, przypominająca nieco brzoskwinię w karmelu. Jednocześnie, pierwsza faza zapachu jest też dość jasna. Jeśli zaś chodzi o element pustynny, to w moim odczuciu póki co nie ma go tu zbyt dużo. Nie można jednak zaprzeczyć temu, że opisywane pachnidło roztacza pewną ciepłą aurę. Co może być spowodowane obecnością w jego pierwszej fazie nasion ketmii piżmowej. Które dodatkowo wzmacniają także słodką stronę kompozycji.
We wstępie wspomniałem o tym, że recenzowane dziś perfumy inspirowane są pustynią Mojave. W materiałach prasowych znalazłem jednak pewne doprecyzowanie tego stwierdzenia. Słyszeliście kiedyś o roślinie Mohavea confertiflora, zwanej również kwiatem duchem? Występuje ona na wspomnianej pustymi a jej cechą charakterystyczną jest to, że nie wydziela nektaru. Aby jednak zwabić do siebie owady upodobniła się do bogatych w nektar kwiatów Mentzelia involucrata. I to właśnie aromat Mohavea confertiflory oddawać ma Mojave Ghost. Stąd obecność kwiatów w sercu opisywanego zapachu nikogo nie powinna dziwić. Duet autorów Olivia Giacobetti i Jérome Epinette sięgnął zaś po magnolię i fiołka. Z tym, że żadne z nich nie jest tu dla mnie wyczuwalne jako samodzielna nuta. Nie zaprzeczę natomiast obecności nieco bardziej abstrakcyjnego akordu kwiatowego. Który, choć lekki, jeszcze bardziej potęguje słodycz dzieła Byredo. Sprawia również, iż w moim odczuciu całość przesuwa się nieco w kobiecą stronę. Początek Mojave Ghost wydał mi się bowiem bardziej uniwersalny. Jednocześnie, zapoczątkowany w głowie kompozycji wątek kremowy, w sercu znajduje swoją kontynuację dzięki drewnu sandałowemu. Z kolei w bazie pewne drzewne akcenty pojawiają się głównie za sprawą cedru. Któremu towarzyszy służące tu za utrwalacz (i nawiązujące do początkowego aromatu nasion ambrette) piżmo. Do tego dochodzi jeszcze szara ambra, choć dla mojego nosa jej słonawa woń nie jest tu zbytnio wyczuwalna. Chciałbym natomiast zauważyć, że w swojej końcówce Mojave Ghost przybiera nieco bardziej męskiego wydźwięku.
Czas by przyjrzeć się parametrom użytkowym recenzowanych perfum. A te zrobiły na mnie pozytywne wrażenie. Jeśli chodzi o projekcję dzieła Byredo, to opisałbym ją jako nieznacznie powyżej przeciętnej. Zapach jest dobrze wyczuwalny na ciele, nie razi jednak nikogo w naszym otoczeniu. Co po części wynika też pewnie z jego ogólnego charakteru. Jeśli natomiast przyjrzymy się trwałości opisywanego dziś pachnidła, to dojść powinniśmy do wniosku, że jest ona umiarkowana. A wynosi około 7-8 godzin od aplikacji. Przy czym wspomnieć również wypada, że stworzone przez Olivię Giacobetti i Jérome’a Epinette’a pachnidło występuje pod postacią wody perfumowanej.
A teraz parę słów o flakonie Mojave Ghost. Wzór według którego został wykonany wielokrotnie gościł już na Agar i Piżmo przy okazji recenzji innych perfum szwedzkiej marki. Pod względem designu flaszki nasz dzisiejszy bohater nie odbiega bowiem od swojego rodzeństwa. Jego buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła i ma kształt spłaszczonego walca. A znaczna jej cześć pokryta jest białą etykieta, z której wyczytać można nazwę zapachu, jego producenta oraz koncentrację. Całość zwieńczona zaś została kopulasta czarną zatyczką. Wykonano ją z plastiku a w jej podstawie umieszczono magnes, dzięki czemu flakon nie powinien sam się otworzyć, na przykład w trakcie podróży. Ogólnie, cały wzór jest zaś silnie minimalistyczny i dobrze komponuje się ze stylistyką marki.
Mojave Ghost to perfumy będące jednym z best-sellerów Byredo. Zaś przygotowując dzisiejszy wpis natrafiłem na masę entuzjastycznych recenzji tego pachnidła. Których zupełnie nie podzielam. Owszem, opisywany zapach posiada bardzo przyjemny kremowo-owocowy aromat, ale to w dużej mierze tyle. Według mnie całości brakuje trochę głębi, nie doświadczamy tu również jakiejś ciekawej ewolucji. Być może moja umiarkowana euforia wynika jednak z faktu, iż co do zasady nie jestem miłośnikiem perfum słodkich i owocowych. A do takich właśnie zaliczają się Mojave Ghost. Dzieło Olivii Giacobetti i Jérome’a Epinette’a jest za to spokojne, z nieźle wyważonym kwiatowym sercem i może podobać się kobietom. To pachnidło z rodzaju tych bezpiecznych, do pracy. Nie zwraca uwagi, daje natomiast pewne poczucie komfortu. Stąd jego finalna ocena to Warto poznać. Nie mogę bowiem wykluczyć, że komuś z Was naprawdę się ono spodoba. Ja jednak wyruszam przeczesywać pustynię w poszukiwaniu ciekawszych zapachów.
Mojave Ghost
Główne nuty: Owoce, Kwiaty.
Autor: Olivia Giacobetti, Jérome Epinette.
Rok produkcji: 2014.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)