Esencia – do lasu by się szło

Po niedawnej recenzji Loewe Pour Homme postanowiłem ponownie sięgnąć po któreś ze starszych perfum hiszpańskiej marki. Zdecydowałem się zaś na Esencia z 1988 roku. Na mój wybór mocno wpłynęła zaś inspiracja przyświecająca powstaniu tej kompozycji. Zgodnie z informacjami na oficjalnej stronie Loewe, było nią bowiem… DNA! A więc kod życia. Uniwersalny, a zarazem unikatowy, jak możemy przeczytać w opisie Esencia. Jednocześnie, samo pachnidło przedstawione jest jako autentyczne i intensywne. Oraz złożone z ponad dwustu (!) składników. Fascynujące. Bez zbędnej zwłoki przekonajmy się zatem jak pachnie ta esencja!

     Już sam początek kompozycji wskazuje nam z jakiego typu perfumami mamy do czynienia. Jest ziołowo i drzewnie. A przy tym zdecydowanie zielono. Wydaje mi się, że określenie Esencia jako zapachu leśnego nie będzie błędem. Z tym, że w jego głowie odnajdziemy też pewne cytrusowe akcenty. Wprowadzone za sprawą cytryny i bergamotki. Dzięki nim pierwsza faza dzieła Loewe jest wyraźnie świeża. Choć za ten efekt współodpowiedzialna jest również dobrze tu wyczuwalna lawenda. W akord ziołowy wpisuje się też jednak estragon. Natomiast zielona strona kompozycji podbudowana została przy pomocy galbanum. Do tego wszystkiego dochodzi zaś jeszcze aromat jagód jałowca. Efekt jest taki, że otwarcie Esencia jest naprawdę wonne. Nie da się natomiast ukryć, że pachnie też nieco retro. Czuć, że to pachnidło, które powstało w latach 80’ XX wieku.

     Jeśli chodzi o serce kompozycji, to Olivier Cresp zdecydował się w nim na pewien ciekawy zabieg. Mimo, iż całość utrzymuje swój początkowy klimat, to mocniej zaakcentowane zostały słodsze nuty kwiatowe. Przede wszystkim jaśmin. Któremu towarzyszą jeszcze neroli i konwalia. A także róża. Zderzono je tu zaś z charakterystycznym, cierpkim, cytrusowo-ziołowym aromatem geranium. I wtórującymi mu bazylią oraz szałwią muszkatołową. A skoro już o muszkacie mowa… W środkowej fazie Esencia pojawia się także sama gałka muszkatołowa. Co istotne, na pierwszy plan wysuwa się jednak wątek drzewny. Który na tym etapie dzieła Loewe reprezentowany jest przez sosnę. Jej zielone igiełki wyraźnie kują w nos. Potęgują także leśny klimat zapachu. Który w bazie recenzowanych perfum kontynuowany jest za sprawą jodły. I podążającego w ślad za nią cedru. Zdecydowanie mamy tu więc do czynienia z lasem iglastym. W którego poszyciu odnajdziemy też jednak wetywerię. Oraz nadający całości jeszcze bardziej męskiego charakteru mech dębowy. Choć za samczy klimat kompozycji odpowiedzialne jest również pojawiająca się w bazie nuta skóry. Nie mogło też zabraknąć paczuli. Aby jednak nie wywołać przesytu, Olivier Cresp zmiękczył nieco końcówkę swojego dzieła za pomocą słodszych i balsamiczno-kremowych woni ambry, bobu tonka, styraksu i drewna sandałowego. Za utrwalacz posłużyło mu zaś piżmo.  

     Przejdźmy teraz do parametrów użytkowych recenzowanych perfum. Jak przystało na zapach powstały w przedostatniej dekadzie XX wieku, Esencia posiada naprawdę sporą moc. Projektuje bardzo wyraźnie a szanse, abyśmy pozostali anonimowi mając te perfumy na sobie oceniam jako znikome. Na wyróżnienie zasługuje też jednak ich trwałość. Podczas wykonywanych przeze mnie testów, aromat tego pachnidła ulatywał ze skóry dopiero po 9-10 godzina od aplikacji. Muszę przy tym zauważyć, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową (choć wersja eau de parfum również jest w sprzedaży). Można być zatem zadowolonym.

     Przed podsumowaniem jeszcze krótko o flakonie opisywanego dziś zapachu. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku Loewe Pour Homme, także i buteleczka Esencia poddana została re-brandingowi. Pozwolę sobie jednak opisać poprzedni wzór. Który był dość pękaty i przypominał sześcian o zaokrąglonych krawędziach. Wykonano go zaś z ciemnozielonego szkła. A na froncie białą czcionką wypisano markę producenta. I tuż pod nią, nieco mniejszymi literami, nazwę samego zapachu. Wszystko to uzupełnione zaś zostało przez polakierowaną na złoto zatyczkę, której wierzch zdobiło wytłoczone w skórze logo Loewe.       

     Choć Esencia są już perfumami nieco zapomnianymi, to wydaje mi się, że warto zetrzeć z nich kurz. Olivier Cresp i Loewe zafundowali nam bowiem ciekawą odmianę zielonego szypru. Kompozycja jest świeża, z wyraźnymi wątkami ziołowymi i drzewnymi. Które w sercu uzupełnione zostały przez akord kwiatowy. Jest więc męsko, ale i do pewnego stopnia elegancko. Do tego, mimo reformulacji, zapach utrzymał swój, dziś już może nieco staroświecki, charakter. Powiedziałbym zatem, że Esencia to perfumy dla raczej dojrzałych mężczyzn. Tych młodszych mogą bowiem przytłoczyć swoim charakterem. Chciałbym również zwrócić uwagę na fakt, że mimo, iż kompozycja ta nie zdobyła nigdy statusu klasyka, to jednak nadal jest w sprzedaży. Czyli coś ponadczasowego w sobie ma.    

Esencia
Główna nuta: Zioła, Nuty Drzewne.
Autor: Olivier Cresp.
Rok produkcji: 1988.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)