Infusion de Cèdre – nowe stare
W recenzji poświęconej Infusion d’Homme wspominałem jak bardzo lubię te perfumy. Oraz, że nie są one już dostępne w sprzedaży. Lukę po nich w 2015 roku wypełniły zaś Infusion d'Iris Cèdre. Przemianowane następnie na Infusion de Cèdre. I to właśnie ten, skomponowany przez Danielę Andrier, zapach jest bohaterem dzisiejszej recenzji. Co ciekawe, sporo sklepów, zwłaszcza internetowych nie zauważyło chyba wspomnianej zmiany nazwy i przykładowo oferują kompozycje o nazwie Infusion de Cèdre posługując się zdjęciami kartonika z nazwą Infusion d'Iris Cèdre. Ale to taka mała dygresja. Z kolei opis na oficjalnej stronie marki Prada wyraźnie podkreśla z jak dobrze zbalansowanym pachnidłem mamy tu do czynienia. Wskazuje także na jego drzewno-piżmowy charakter. Jeśli jednak jesteście ciekawi większej ilości szczegółów, to zapraszam do lektury całego wpisu.
Do porówniania Infusion de Cèdre i Infusion d’Homme odniosę się dopiero w podsumowaniu, teraz natomiast chciałbym się skupić wyłącznie na tym jak pachnie nasz dzisiejszy bohater. A otwarcie recenzowanych perfum jest zauważalnie świeże. Ma w sobie również coś mydlanego. Co jest najpewniej zasługą obecnej w głowie kompozycji nuty neroli. Jednocześnie, mam odczucie, że całość dość szybko przybiera bardziej pudrowego wydźwięku. Nie ma tu może typowego wrażenie sypkości, nie sposób jednak oprzeć się pewnym skojarzeniom z damską kosmetyczką. Mimo, iż sam zapach nie posiada moim zdaniem przechyłu w kobiecą stronę. Być może dlatego, że w dziele Danieli Andrier dość szybko pojawia się aromat cedru. Do opisywanego pachnidła wprowadza on wyraźniejsze drzewne tony. Z tym, że jest w nim również coś żywicznego. I słodkiego. Nieco wyciszono natomiast ołówkowe akcenty. Poza tym cedr służy też jednak do wzmocnienia świeżej strony perfum Prady. I to akurat wychodzi mu całkiem nieźle.
Oprócz świeżości, drugim charakterystycznym wrażeniem bijącym od Infusion de Cèdre jest elegancja. Którą kompozycja ta zawdzięcza obecności irysa. I to on, wbrew nazwie jest dla mnie głównym bohaterem recenzowanego pachnidła. Z tym, że w ofercie Prady Infusion d’Iris jest już od dawna. Poza tym wydaje mi się, że skoro opisywany zapach jest następcą Infusion d’Homme, to cedr lepiej niż irys wskazuje na jego męski charakter. Niemniej, to właśnie temu drugiemu całość zawdzięcza swój pudrowy charakter. W sercu dalej wyraźnie czuć także wspomniane już mydlane akcenty. Z tym, że teraz odpowiedzialność za ich obecność przejmuje piżmo. Które, co ciekawe, wcale nie pojawia się w oficjalnym spisie nut. Nie można jednak zaprzeczyć, że jest ono częścią dzieła Danieli Andrier. I to taką całkiem istotną. Natomiast w bazie znów uwidaczniają się wątki żywiczne. A dzieje się to za sprawą benzoesu. Którego balsamiczna woń pogłębia jeszcze aromat Infusion de Cèdre. Gdzieś w tle leniwie snuje się jeszcze kadzidło, dymne niuanse są tu jednak jedynie dodatkiem.
Przekonajmy się teraz jak prezentują się walory użytkowe opisywanego dziś pachnidła. Gdy chodzi o jego projekcję, to wydaje mi się, że najlepiej pasuje do niej określenie umiarkowana. Czuję ten zapach na sobie, nie mam jednak poczucia, że jest on zauważalny dla osób w moim towarzystwie. No chyba, że podejdą one naprawdę blisko. Zdecydowanie na plus zalicza się natomiast trwałość kompozycji. Wydaje mi się, że dzieło Prady znika z mojej skóry dopiero po upływie 9-10 godzin od aplikacji. Można więc być zadowolonym, nawet jeśli weźmie się pod uwagę fakt, iż mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną.
To jeszcze parę słów o flakonie Infusion de Cèdre. Z tym, że tu zaskoczenia raczej nie ma. Mamy bowiem do czynienia z buteleczką typową dla całej serii Les Infusions de Prada. Tak więc jest ona prostopadłościenna i wykonana z przeźroczystego szkła. A jej front zdobi srebrna blaszka z logo włoskiej marki. Na bocznej ściance znajduje się natomiast naklejka z informacją o tworzących te perfumy nutach. Ten elegancki, a zarazem minimalistyczny design został zaś uzupełniony o owinięta wysokiej jakości papierem srebrną zatyczkę. Który w przypadku naszego dzisiejszego bohatera ma kolor szary. Pod tym względem częściowo pasuje więc do klimatu kompozycji.
Ponieważ Infusion d’Homme zostały wycofane z rynku, to - gdy do końca zużyję swój flakon - Infusion de Cèdre staną się ich naturalnym następcą w mojej kolekcji. Te dwa perfumy nie się jednak identyczne. Opisywany zapach choć świeży, nie wywołuje we mnie tak silnego wrażenie dopiero co wypranej białej koszuli. Jest za to zauważalnie słodszy. Do tego więcej w nim pudru niż mydła. Nadal pozostaje jednak elegancki i dość uniwersalny. Pasuje obu płciom. W porównaniu do swojego protoplasty ma też więcej głębi. Co wynikać może po części z koncentracji eau de parfum, podczas gdy Infusion d’Homme był wodą toaletową. A choć oryginał był też prostszy i bardziej transparentny, to jakoś silniej do mnie przemawiał. Nie mam jednak większych zarzutów do Infusion de Cèdre. Kompozycja jest zgrabnie złożona i do tego emanuje lekkością i spokojem. To bardzo przyjemne pachnidła, które nikomu nie powinno przeszkadzać. I mimo, iż brakuje mu efektu wow!, to nadal uważam, że zasługuje na wysoką ocenę.
Infusion de Cèdre
Główna nuta: Cedr, Piżmo.
Autor: Daniela Andrier.
Rok produkcji: 2015.
Moja opinia: Polecam. (6/7)