Agar i Piżmo

View Original

Tam Dao - sensualny sandałowiec

     Tam Dao (vi. trzy wysepki lub trzy szczyty) to małe, położone na wzgórzu, wietnamskie miasteczko będące celem wakacyjnych podróży wielu Francuzów. Jest to również nazwa jednego z najpopularniejszych zapachów paryskiej marki diptyque. Jego powstanie wiąże się bezpośrednio z faktem, iż jeden z założycieli firmy - Yves Couesland – mieszkał w dzieciństwie w Wietnamie. I choć trzon oferty francuskiego producenta perfum stanowią kompozycje kwiatowe to właśnie zapachy drzewne takie jak figowy Philosykos czy prezentowany dziś Tam Dao w dużej mierze przyczyniły się do jego wielkiego sukcesu. W tym miejscu wypada mi zaznaczyć, iż sam nie jestem zbyt wielkim entuzjastą tego typu kompozycji, gdyż zazwyczaj wydają mi się one zbyt jednowymiarowe. Niemniej zachęcony pozytywnymi opiniami postanowiłem sprawdzić, co w temacie drewna sandałowego do powiedzenia miał twórca tych perfum – Daniel Moliere. Muszę przyznać, że wyniki przeprowadzonych przez mnie testów okazały się pozytywnym zaskoczeniem, nie uprzedzajmy jednak faktów.

     Sam początek zapachu nie jest zbyt zachęcający. Tam Dao otwiera się akordem, który określiłbym jako suchy i bardzo wytrawny. Jest to spowodowane zastosowanie w głowie tych perfum nuty imitującej woń cyprysa. Towarzyszy mu zaś mirt. W naturze ma on zapach, który scharakteryzować można jako komforowo-żywiczny, niektórym nasuwa on także skojarzenia z mirrą. Jego obecność odciska na omawianej kompozycji swoje wyraźne piętno, jednocześnie nadając jej niewielką ilość świeżości. Obok dwóch wyżej wymienionych roślin w otwarciu występuje także róża. Jej kwiatowe akcenty łagodzą odrobinę wytrawny charakter tych perfum, ale również zwiększają ich ciężar i zawiesistość. Czytając opinie o Tam Dao kilkukrotnie natknąłem się na określenia, że jego początek przypomina trochę aromat benzyny, jednak ja nawet przez chwilę nie miałem takich skojarzeń. Określany jest również jako bardzo zielony, podczas gdy mi wydał się raczej brunatny. Zdecydowanie ciężki i jakby ziemisty.

     Moim zdaniem warto jednak przebrnąć przez te kilka-kilkanaście minut, gdy trwają nuty głowy, bowiem w sercu zapach robi się już naprawdę ciekawy. Na pierwszy plan wychodzi główny bohater tych perfum – drewno sandałowe. Za jego sprawą Tam Dao przybiera zupełnie inny kształt. Choć wciąż pozostaje drzewny, co spowodowane jest obecnością na tym etapie kompozycji cedru, to jednak staje się on dużo delikatniejszy. Kremowe tony sandałowca ocieplają zapach i nadają mu niezwykłej wręcz zmysłowości. Jego mleczny aromat ma w sobie coś bardzo cielesnego. Aby dodatkowo podkreślić ten efekt w bazie zastosowano drewno różane, czyli palisander, które w naturalny sposób kontynuuje temat wprowadzony w głowie za pomocą róży. Ponieważ drewnu sandałowemu jako takiemu co do zasady brakuje głębi aromatu tę zapewnia szara ambra, jak również piżmo, które doskonale utrwala dzieło Moliere’a na skórze. O orientalnym charakterze Tam Dao przypominają zaś obecne w bazie przyprawy.

     Jeśli chodzi o moc to kompozycja diptyque jest zapachem cichym i dyskretnym, ale takie też było chyba zamierzenie twórców. Perfumy trzymają się bardzo blisko skóry, aby je poczuć należy przysunąć twarz naprawdę blisko, co dodatkowo potęguje jeszcze wrażenie ich zmysłowości. Zauważyłem, że najintensywniej projektują pod koniec fazy serca, gdy do głosu zaczynają już dochodzić nuty bazy. Byłem natomiast bardzo zdziwiony komentarzami o słabej trwałości Tam Dao. Wciskając nos w nadgarstek byłem w stanie poczuć go nawet po upływie 14 godzin, a zaznaczam, że testowałem wersję o koncentracji wody toaletowej a nie perfumowanej. Dla mnie to doskonały wynik!

     Flakon Tam Dao to typowy dla diptyque wzór w stylu art deco. Uwagę zwraca jednak etykietka, którą w przypadku omawianego zapachu zdobi rycina przestawiająca słonie w dżungli. Wydaje mi się to naprawdę trafionym pomysłem, gdyż zapach momentami sprawia wrażenie naprawdę ciężkiego i topornego, zupełnie niczym słoń. Dodatkowo obecność palm wskazuje na ewidentnie drzewny charakter tych perfum. Punkt dla producenta.

     Cieszę się, iż – trochę wbrew własnym upodobaniom – zdecydowałem się na testy Tam Dao. Interesujący dobór nut zapachowych sprawił, że z płaskiego co do zasady aromatu drewna sandałowego udało się wydobyć prawdziwą głębię. Dzięki temu myślę, że niebawem sięgnę po inne kompozycje z tą nutą w temacie jak np. Santal Majuscule Serge’a Lutens’a lub Sandalo Lorenzo Villoresi’ego. Do tego czasu jednak zapytany o ciekawe drzewne perfumy będę polecał Tam Dao. Zapach nosi się naprawdę komfortowo i do tego nie ma ograniczeń co do pory dnia lub roku, w którą można go stosować. Ponadto jest to kompozycja o niezaprzeczalnie męskim charakterze, o czym sami możecie się przekonać już przy pierwszej aplikacji. Tylko uwaga na drzazgi!

Tam Dao
Główna nuta: Drewno sandałowe.
Autor: Daniel Moliere.
Rok produkcji: 2003.
Moja opinia: Polecam. (6/7)