Bergamote 22 – cytrusowy linoskoczek

Po paru miesiącach od recenzji Tonka 25 nadszedł czas by ponownie sięgnąć po perfumy Le Labo. Tym razem zamówiłem jednak próbki dwóch zapachów, a jednym z nich jest Bergamote 22. Przy czym podobnie jak w przypadku wymienionego wcześniej pachnidła, także i tu autorką jest Daphné Bugey. Z tym, że nasz dzisiejszy bohater jest sporo starszy. Powstał bowiem w 2006. Na oficjalnej stronie francuskiej marki znaleźć można natomiast kilka ciekawostek na jego temat. Na przykład taką, że kompozycja ta łączy w sobie świeżość, słodycz i zmysłowość z talentem do akrobacji. Interesujące. Dodatkowo, przeczytać tam możemy, że w trakcie procesu tworzenia perfumy te nosiły kryptonim Fire Cologne. Czy zatem mają w sobie coś ognistego? Sprawdźmy.

     Zgodnie z nazwą, Bergamote 22 otwierają się cytrusowo. Mamy tu do czynienia z orzeźwiającą mieszanką bergamotki, grejpfruta i cytryny. Choć ta ostatnia nie pojawia się w spisie nut. Zestawienie powyższych składników sprawia zaś, że opisywana kompozycja emanuje świeżością. Jest też lekka i jasna. Do tego, jej początek określiłbym jako raczej wytrawny. Jest w nim jedynie odrobina słodyczy. Wprowadzona za sprawą kwiatu pomarańczy. Warto również zwrócić uwagę na fakt, iż mimo kumulacji nut cytrusowych zapach nie wydaje się musować na skórze. Jest dość spokojny. Udało się także uniknąć syntetycznych niuansów, które natychmiastowo prowadziłyby do skojarzeń z cytrusowymi środkami do czyszczenia. W swojej pierwszej fazie stworzone przez Daphné Bugey pachnidło pachnie naturalnie, ale też dość sztampowo. Póki co nie odnajduję w nim nic ciekawego. No może poza nawiązaniem do tradycyjnych wód kolońskich oraz pewnym subtelnym akcentem przyprawowym.

     W miarę jak mijają kolejne minuty od aplikacji recenzowanych perfum na skórę, przewodni motyw cytrusowy wcale nie znika. Owinięty zostaje jednak w delikatny, acz wyraźny zielony woal. Na który składają się dwie nuty. Petitgrain oraz wetyweria. Przy czym ja wyraźniej czuję tu tę drugą. Wpisuje się ona w świeży klimat dzieła Le Labo, jednocześnie przydając mu trochę więcej głębi. Oraz pewnej ziemistości, którą nieco silniej czuć bliżej bazy Bergamote 22. Co ciekawe, w swojej środkowej fazie zapach skręca też nieco w kierunku zapachów morskich. Których (z pewnymi wyjątkami) nie jestem miłośnikiem. Natrafiłem nawet na recenzję wskazującą na obecność aromamolekuły Calone w składzie tych perfum. Z kolei w miarę jak zbliżamy się do bazy, coraz silniej uwidacznia się wątek drzewny. Zasygnalizowany już po części przez wetywerię. W końcówce dołączają zaś do niej cedr oraz Ambroxan. Stanowią one szkielet stworzonego przez Bugey pachnidła, jednocześnie sprawiając, że jego ostatnia faza ma w sobie coś miękkiego. Nie określiłbym jej jednak jako zmysłowej. I to mimo obecności piżma. Chodzi mi raczej o to, że całość sprawia wrażenie zwiewnej i gładkiej niczym jedwab.

     Wspólną cechą wielu perfum cytrusowych są ich słabe parametry użytkowe. Zobaczmy zatem jak wyglądają one w przypadku Bergamote 22. Jeśli chodzi o projekcję, to niestety jest ona bardzo subtelna. Myślę, że komukolwiek w naszym otoczeniu trudno byłoby wyczuć obecność dzieła Le Labo na naszej skórze. W zasadzie sam momentami miałem z tym problem. Do tego dodać zaś trzeba nienajlepszą trwałość. Z moich obserwacji wynika, że opisywana kompozycja znika z ciała mniej więcej po upływie 5-6 godzin od aplikacji. Warto przy tym zauważyć, że nie mamy tu jednak do czynienia z wodą kolońską czy toaletową, a perfumowaną.  

     A teraz parę słów o flakonie recenzowanych dziś perfum. Od razu zaznaczę też, że marka Le Labo używa jednolitego wzoru dla wszystkich swoich zapachów. Tak więc buteleczka Bergamote 22 nie różni się od swojego rodzeństwa. Ma kształt walca o kopulastym zwieńczeniu i wykonana jest z przeźroczystego szkła. Opasana została zaś białą etykietą, z której wyczytać możemy między innymi informacje o nazwie kompozycji, jej koncentracji oraz pojemności flakonu. A także okresie przez jaki opisywane pachnidło pozostaje świeże (12 miesięcy od pierwszej aplikacji). Całość uzupełniona została zaś przez matową, srebrną zatyczkę o cylindrycznym kształcie. Przez szkło flakonu dostrzec zaś możemy wypełniającą go bladożółtą ciecz.   

     Uważam, że w kategorii perfum cytrusowych Bergamote 22 wypadają całkiem dobrze. Nie do końca rozumiem jednak niektóre zachwyty nad dziełem Le Labo. Owszem, zapach jest świeży i bardzo naturalny, ale jest też całkowicie przewidywalny. Nie ma w nim nic zaskakującego. Deklarowanych akrobacji brak. Z drugiej strony to właśnie ten neutralny i uniwersalny charakter często wskazywany jest jako jego główna zaleta. I nie zaprzeczę, że w połączeniu z cytrusową rześkością sprawia on, iż kompozycja ta daje spore poczucie komfortu. Z tym, że wśród perfum na lato moim numerem jeden niezmiennie pozostają Eau d’Orange Verte Hermès’a. Natomiast stworzone przez Daphné Bugey pachnidło często opisywane jest jako lepszej jakości wersja Versace Man Eau Fraiche. Osobiście nie mogę się jednak odnieść do tego porównania, gdyż nie testowałem perfum Versace. Wracając natomiast do naszego dzisiejszego bohatera, chciałbym jeszcze wskazać, że mamy tu do czynienia z zapachem prostym i przyjemnym. Sam nie skusiłbym się jednak na cały flakon.      

Bergamote 22
Główna nuta: Cytrusy.
Autor: Daphné Bugey.
Rok produkcji: 2006.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)