Varanasi – bestia znad Gangesu
Jeśli chodzi o markę Meo Fusciuni, to od czasu jak zrecenzowałem wszystkie perfumy wchodzące w skład próbnika, który od nich otrzymałem, żaden inny zapach nie pojawił się na blogu. Mimo, iż kilka nowych ujrzało światło dzienne. Dopiero dziś na Agar i Piżmo trafia Varanasi. Kompozycja z 2020 roku, na której testy zdecydowałem się niemal natychmiast po tym jak w jednej z gdańskich niszowych perfumerii miałem okazję powąchać ją na bloterze (i potem nadgarstku). Recenzowane dziś pachnidło powstało zaś by upamiętnić odbyta przez Giuseppe Imprezzabile w 2017 roku podróż do Indii (Waranasi to nazwa swiętego miasta w stanie Uttar Pradesh) i przywoływać towarzyszące jej emocji. Po kilkudniowych testach z zamówionej próbki z przyjemnością dzielę się zaś z Wami moimi przemyśleniami na temat tych perfum.
Nie będę owijał w bawełnę – Varanasi to nie perfumy dla każdego. Są trudne i bardzo intensywne. A czuć to już od samego początku. Który zbudowany został w oparciu o przyprawy. Przede wszystkim szafran, kardamon i gałkę muszkatołową. Dzięki którym w głowie kompozycji odnaleźć można coś specyficznie słodkiego, a zarazem cielesnego. Spod warstwy przypraw dość wyraźnie przebijają bowiem nuty serca i bazy. Ale o nich za chwilę. W otwarciu recenzowanych perfum odnajdziemy bowiem jeszcze kadzidło. Stanowi ono oczywiste nawiązanie do tytułowego miasta, będącego ważnym ośrodkiem kultu, zarówno dla buddyzmu jak i hinduizmu. Za sprawą kadzidła zapach nabiera aury mistycyzmu. Ale także czegoś popielistego. Wirujące w dymie przyprawy zabarwiają go odcieniami szarości. Która utrzymuje się również w środkowej fazie Varanasi.
Skoro już o sercu opisywanego pachnidła mowa… Na pierwszy plan wysuwa się w nim animalna nuta szarej (a jakże!) ambry. Za sprawą której postrzegam dzieło Meo Fusciuni jako słonawe. A wrażenie to bardzo dobrze wpisuje się w ogólny klimat zapachu. Podkreśla jego brudną cielesność (pot też jest przecież słony). W ten akord wpisuje się także aromat obecnych na tym etapie nasion ambrette, czyli ketmii piżmowej. Do tego dochodzi zaś jeszcze cypriol. Tym samym, podobnie jak głowa, również serce Varanasi jest niezwykle aromatyczne. Z tym, że po pewnym czasie zaczyna ono przesuwać się w kierunku kwiatowej słodyczy. Której obecność zawdzięczamy przede wszystkim róży. Królowej kwiatów towarzyszy zaś jaśmin. W efekcie całość kompozycji staje się cieplejsza. A momentami nawet gorąca. Im bliżej bazy, tym lepiej wyczuć można natomiast obecność oudu. Który wpisuje się w drzewno-dymny wątek recenzowanego pachnidła, a któremu towarzyszy jeszcze wetyweria. Wyczuwalne na tym etapie, drzewne, słodko-ziemiste akcenty mogą też jednak być pochodną sięgnięcia przez Giuseppe Imprezzabile po balsam gurjum oraz nard. Najistotniejszą rolę na tym etapie Varanasi odgrywają jednak, nazwane dość ogólnie, nuty zwierzęce. I rzeczywiście, to, co czuję w dziele Meo Fusciuni raz kojarzy mi się ze stajnią, a raz z wybiegiem dla lisów grzywiastych w gdańskim zoo. Zapach jest ostry, niemal fekalny. Ale i na swój sposób magnetyczny. Silnie sugestywny. Zwłaszcza, że w końcówce bardzo wyraźnie czuć także, jakby surową, woń skóry. I myślę, że dla wielu to już okazać się może za dużo. Ale nie dla mnie.
Uwaga, ostrożność zalecana! Przynajmniej jeśli chodzi o obfitość aplikacji. Varanasi to bowiem perfumy, które posiadają naprawdę silną projekcję. Swoim aromatem wykraczają daleko poza naszą strefę komfortu. A że jest on mocno specyficzny, to osoby w naszym najbliższym otoczeniu mogą nie być zachwycone. Pryskajcie się zatem z umiarem. Tym bardziej, że biorąc pod uwagę bardzo dobrą trwałość kompozycji, zupełnie nie ma potrzeby wylewać na siebie pół butelki. Zapach i tak pozostanie z Wami na dobre 10-12 godzin, a może i dłużej.
Czas przyjrzeć się flakonowi Varanasi. Przy czym jego wzór nie różni się od pozostałych buteleczek w ofercie włoskiej marki. Tak więc mamy tu do czynienia z wykonaną z przydymionego szkła podstawą o kopulastym zwieńczeniu. Na której froncie umieszczona została czarna etykieta ze złotym obramowaniem. Z niej natomiast wyczytać możemy nazwę zapachu, jego producenta oraz koncentrację. Całość uzupełniona zaś została o elegancką zatyczkę z czarnego plastiku. Wzór jest prosty, ale i spójny. Całkiem nieźle prezentuje się na półce.
Wydaje mi się, że już od dłuższego czasu nie recenzowałem perfum, których aromat byłby jednocześnie tak bogaty i tak intensywny. Przy pierwszym kontakcie mniej wprawieni miłośnicy wonnych kompozycji mogą nawet doznać lekkiego szoku. Czy zatem Varanasi to pachnidło dla koneserów? Według mnie tak. Mamy tu bowiem do czynienia z zapachem trudnym, momentami nawet nieprzyjemnym. A jednak silnie hipnotycznym. Dzieło Meo Fusciuni intryguje swoim zwierzęco-mistycznym charakterem. Jest jak zderzenie sacrum z profanum. I to zderzenie z hukiem! Mimo to, odnajduję w tej kompozycji pewną harmonię. I piękno. Zachęcam więc byście zdobyli się na odwagę i przetestowali tę niezwykła bestię, którą jest Varanasi.
Varanasi
Główne nuty: Nuty Zwierzęce, Kadzidło.
Autor: Giuseppe Imprezzabile.
Rok produkcji: 2020.
Moja opinia: Polecam. (6/7)