Cztery pory roku - Jesień

O ile nie jest złota polska, jesień raczej nie należy do ulubionych pór roku. Dni są coraz krótsze, a deszcze coraz częstsze. Zmieniają się także kolory za oknem. Początkowo złoto-czerwone, z czasem wszystko staje się szare. Jednak odpowiednio dobrane perfumy mogą poprawić nastrój. Poniżej przedstawiam kilka zapachów, które w zależności od sytuacji, mogą pomóc nam odgonić jesienna chandrę lub wprowadzić nas w bardziej kontemplacyjny nastrój.

1.     L’Artisan ParfumeurTea for Two

     Od czasu powstania marka L’Artisan Parfumeur wypuściła na rynek naprawdę wiele świetnych perfum. Wśród nich - w kontekście jesieni – moim zdaniem na uwagę w szczególności zasługują zaś Tea for Two. Zapach ten powstał w 2000 roku za sprawą Olivii Giacobetti. Której twórczość naprawdę lubię. Jego otwarcie zbudowane zostało zaś w oparciu o charakterystyczną nutę herbaty lapsang souchong. Gorzką i wytrawną. Wzbogaconą odrobiną cytrusowego aromatu bergamotki. I chłodną, przyprawową wonią anyżu. Do którego w sercu dołączają kolejne przyprawy, takie jak cynamon i imbir. Temperatura rośnie, a całość przesuwa się w bardziej kulinarnym kierunku. Ma także w sobie coś wyraźnie orientalnego. Powoli staje się jednak słodsza. Co zawdzięcza między innymi obecności miodu. Z tym, że w bazie pojawia się jeszcze watek dymny, który wprowadzony został za sprawą nuty tytoniu. Również nieco słodkiego. Podobnie zresztą jak i obecna na tym etapie kompozycji wanilia. Wspólnie, wszystkie obecne w Tea for Two nuty tworzą barwny kolarz, który mieni się kolorami niczym bukiet jesiennych liści. Rozgrzewając nas przy tym i poprawiając samopoczucie.

2.     Olivier DurbanoBlack Tourmaline

     Chyba żadne inne perfum tak nie kojarzą mi się z jesienią jak stworzone przez Olivier’a Durbano Black Tourmaline. Pachnidło to jest częścią inspirowanej kamieniami szlachetnymi kolekcji Parfums de Pierres Poémes. Z tym, że sam czarny turmalin raczej rzadko używany jest przez jubilerów. Służy zaś przede wszystkim do wyrobu biżuterii żałobnej. Podobno posiada jednak właściwości ochronne. Natomiast nazwany na jego cześć zapach rozpoczyna się od bardzo wyraźnej nuty olibanum. Która mi bardzo silnie kojarzy się z wonią palonych w ogrodzie liści. Czuć tu coś intensywnie wędzonego. Czego nie są w stanie przykryć obecne w głowie kompozycji przyprawy takie jak kardamon, kminek i kolendra. Jedynie ciepła woń czarnego pieprzu mocniej daje znać o swojej obecności. Tymczasem przewodni, dymny wątek trwa także w sercu Black Tourmaline. W którym odnajdziemy między innymi aromaty buku i oudu. Sparowane z nadającą całości bardziej męskiego charakteru skórą. Dopiero w końcówce zapach nabiera więcej słodyczy, a dzieje się tak za sprawą ambry i piżma. Wyczuwane od czasu do czasu ostrzejsze akcenty to z kolei zasługa paczuli. Jako całość, dzieło Olivera Durbano pozostaje jednak ciemne i gęste. Silnie dymne. I szare. Zupełnie niczym listopadowy krajobraz.   

3.     KeroseneBroken Theories

     John Pegg to perfumowy vloger znany jako Kerosene Trewthe, który w 2011 roku zdecydował się założyć własną markę perfum. I tak powstała Kerosene, w ofercie której znaleźć można kilka naprawdę intrygujących pachnideł, jak choćby kawowe Follow. Jednak gdy za oknem jesienna szaruga, warto moim zdaniem sięgnąć po Broken Theories. Zapach z 2015 roku rozpoczynający się silnym aromatem dymu fajkowego. Jedną z kluczowych ról odgrywa w nim bowiem tytoń. Z początku towarzyszy mu zaś jeszcze czerwona pomarańcza, której słodszy aromat łagodzi nieco surowy i wytrawny charakter otwarcia. Dymnych elementów w dziele Kerosene jest jednak więcej. W jego środkowej fazie odnaleźć bowiem można nuty kadzidła i oudu. Za sprawą których całość nabiera nieco bardziej drzewnego charakteru. Pozostaje natomiast zauważalnie wytrawna. Kojarzyć się może z dogasającym ogniskiem. Szczególnie, że kompozycji tej bije również aura subtelnego ciepła. A jest ona wynikiem sięgnięcia przez Pegg’a po przyprawy. Z których najsilniej czuć wanilię. Jej delikatna słodycz zaokrągla aromat Broken Theories i nadaje mu bardziej przyjaznego oblicza. Warto przy tym również zauważyć, że choć połączenie tytoniu i wanilii jest w perfumerii dość popularne, to dziełu Kerosene daleko do takich pachnideł jak choćby Tobacco Vanille Tom’a Ford’a. Jest znacznie bardziej oryginalne. Wymyka się jednoznacznej kategoryzacji. A do tego posiada wyraźniej męski charakter. W chłodne jesienne wieczory nie jedna kobieta mogłaby chcieć wtulić się w pachnącego nim mężczyznę.  

4.     Annick GoutalAmbre Fétiche

     Zanim stworzyła własną markę perfum, Annick Goutal była odnosząca sukcesy francuską modelką i pianistką. Dzięki znajomości z perfumiarzem Henri’m Sorsaną bardzo szybko odkryła jednak, że posiada dar do tworzenia wonnych kompozycji. Co poskutkowało dramatycznym zwrotem jej kariery. A choć w ofercie założonego przez nią domu perfumeryjnego znaleźć można kilka perełek, w tym szczególnie cenione przeze mnie Sables, to w kontekście jesieni na uwagę zasługują zwłaszcza perfumy o nazwie Ambre Fétiche. Jest to zapach o wyraźnie żywicznym charakterze, w którego otwarciu istotną rolę odgrywa labdanum. W ślad za którym podążają jeszcze benzoes i styraks. Dzięki czemu głowa kompozycji posiada zauważalnie balsamiczny klimat. Choć doszukać się w niej można również elementów kojarzących się z aromatem gumy/kauczuku. Przy czym początek wzbogacony został jeszcze o dymną woń kadzidła oraz odrobinę słodkiej wanilii. Z czasem nieci silniej uwidacznia się zaś chłodny i pudrowy zapach irysa. Któremu towarzyszy jeszcze geranium. Z tym, że ogólny klimat Ambre Fétiche zanadto się nie zmienia. Za silniej męski charakter tych perfum odpowiadają natomiast budujące ich bazę nuty skóry i paczuli. I mimo, iż wachlarz obecnych tu aromatów jest naprawdę bogaty, to całość zbalansowana jest wyjątkowo dobrze. Ma w sobie coś świetlistego i promieniuje złocistym ciepłem. Które może naładować nas optymizmem w szare jesienne dni.  

5.     Lorenzo Villoresi Piper Nigrum

     Założona przez Lorenzo Villoresi’ego we Florencji marka od 1990 roku (oficjalna data rejestracji) rozwija się naprawdę prężnie. A w swojej bogatej ofercie ma zapachy na każdą okazję i porę roku. Jeśli zaś chodzi o jesień, to spośród nich moim pierwszym wyborem jest Piper Nigrum. Przy czym perfumy te już samą nazwą naprowadzają nas na nutę, która odgrywa w nich kluczową rolę. Taki wybór głównego bohatera nie powinien zaś dziwić, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że pasja Lorenzo Villoresi’ego do perfum zrodziła się na Bliskim Wschodzie, pod wpływem doświadczonego tam bogactwa aromatów, wśród których znaczącą rolę odgrywają przyprawy. Tak więc w kompozycji tej czarny pieprz wyczuwalny jest od samego początku. Z tym, że na starcie przysłonięty został świeżą wonią mięty. Oraz towarzyszących jej kopru włoskiego, koperku i anyżu. Doprawionych odrobiną cytrusów. Przez co otwarcie wydaje się zarówno zielone jak i rześkie. Co zmienia się jednak w sercu, gdy pieprz wychodzi na pierwszy plan, zabarwiając całą kompozycję szarością. W którą wpisuje się również, zbudowany w oparciu o olibanum i żywicę elemi, akord kadzidlany. Nawiązanie do poprzedniej fazy zapachu stanowi zaś obecność petitgrain. Istotną rolę odgrywają też jednak przyprawowe aromaty goździków i gałki muszkatołowej. Ocieplają one klimat Piper Nigrum i nadają tym perfumom bardziej korzennego charakteru. A także pewnej pikanterii, podkreślonej jeszcze przy pomocy oregano i rozmarynu. A choć wytrawny klimat zapachu utrzymuje się także w jego bazie, to tam znaczniejszą rolę odgrywają już nuty drzewne. Przede wszystkim cedr. Ale też żywiczne wonie ambry, benzoesu, styraksu i balsamu Perù. Całość rozgrzewa, jest przy tym jednak również żywa i zmienna. Bogata w aromaty. Stanowi ciekawy wybór na chłodniejsze i bardziej przygnębiające dni, których sporo w trakcie jesieni.