Męskie klasyki

Na przestrzeni lat popularnością wśród mężczyzn cieszyło się naprawdę wiele perfum. Dziś część z nich jest już całkowicie zapomniana, podczas gdy inne zyskały status klasyków. I to właśnie tym ostatnim chciałbym przyjrzeć się w pierwszej kolejności. Zapachy te stanowią bowiem kamienie milowe męskiej perfumerii, zaś sposób w jaki zostały skomponowane zapewnił im swoistą nieśmiertelność. A choć pachnideł o kultowym statusie jest znacznie więcej, to ja postanowiłem ograniczyć się do poniższych:

1. Dior – Eau Sauvage

     Powstałe w 1966 roku Eau Sauvage uchodzą za jedne z pierwszych męskich perfum, które zyskały sobie miano ikony. A także kamienia milowego. Dlaczego? Przede wszystkim za sprawą wprowadzenia do zapachu imitującej woń jaśminu aromamolekuły Hedione. A choć autor tej kompozycji - Edmond Roudnitska -  dodał jej tu zaledwie 2 procent, to i tak efekt, jaki wywarła okazał się niebagatelny. Dzięki Hedione całość nabrała lekkości i świetlistości. Choć początek Eau Sauvage wskazuje, że zapach podąży w innym kierunku. Jego otwarcie zbudowane jest bowiem w oparciu o nuty cytrusów (cytryna i bergamotka) oraz ziół i przypraw (bazylia, kolendra a także produkowany na specjalne zamówienie Dior’a estragon). W efekcie głowa tych perfum jest niezwykle świeża, ale i na swój sposób ostra. Jej aromat aż kreci w nozdrzach. Dopiero w sercu kompozycja nieco się tonuje. Oprócz wspomnianego Hedione pojawiają się w nim jeszcze paczula oraz kremowe drewno sandałowe. Natomiast finisz ma nieco bardziej męski charakter. Za sprawą mchu dębowego, wetywerii, ambry i piżma całość nabiera bardziej dzikiego wydźwięku.  

2. Ralph Lauren – Polo Green

     Choć dziś już może nieco zapomniane, w swoim czasie Polo Green marki Ralph Lauren były prawdziwą ikoną męskiej perfumerii. I na lata wyznaczyły standardy dla tak zwanych zapachów leśnych. Stworzona przez Carlos’a Benaim’a w 1978 roku kompozycja rozpoczyna się ostrym i zielonym aromatem sosny. Z iglaków, w otwarciu odnajdziemy też jałowiec. Jego subtelnie dymna woń nadaje całości męskości. W leśny klimat tych perfum wpisują się też jednak obecne w ich głowie zioła, takie jak lawenda, dzięgiel i bazylia. Pierwszą fazę zapachu doprawiono zaś jeszcze odrobiną kuminu i bergamotki. Początek Polo Green jest więc naprawdę wonny i niezwykle charakterystyczny. Z tym, że w sercu klimat zapachu nieco się zmienia. Kompozycja nabiera nieco słodyczy i ciepła. A dzieje się tak za sprawą nut kwiatowych. Przede wszystkim jaśminu, ale i towarzyszących mu róży, goździka i geranium. Zielono-ziołowy wątek kontynuowany jest natomiast za sprawą tymianku i majeranku. Pewne cytrusowe akcenty to z kolei zasługa kolendry. Nadal silnie czuć także drzewną woń wspomnianej już sosny. Do której w bazie dołącza inny typowo leśny składnik, czyli mech dębowy.  Jak również cedr. Poza nimi, w ostatniej fazie Polo Green odnajdziemy też jednak paczulę, piżmo i kadzidło. A także wytrawną nutę skóry. A wszystko to zmieszane naprawdę zgrabnie. Nie może zatem dziwić, że stworzony przez Benaim’a zapach otrzymał w 1979 roku nagrodę FiFi w kategorii Męski Zapach Roku. Dzieło Ralph Lauren emanuje zielenią. I testosteronem. A mimo, że od jego premiery upłynęło już kilkadziesiąt lat to udanie broni się przed przypięciem mu łatki dziadkowego.

3. Azzaro – Azzaro pour Homme

     Rok 1978 przyniósł światu nie tylko Polo Green, ale i jeszcze jedną słynną kompozycję. Azzaro pour Homme. W założeniu perfumy te stanowić miały wyzwanie dla cieszących się w tamtym czasie bardzo dużą popularnością Paco Rabanne pour homme. Ich sukces przerósł jednak  najśmielsze oczekiwania samego Loris’a Azzaro. W połowie lat 80’ XX wieku Azzaro pour Homme wspólnie z Drakkar Noir stanowiły niemal 40% wszystkich sprzedawanych na świecie męskich perfum. Do dziś wielu uważa je także za najlepszy dedykowanych mężczyznom zapach w historii. Ich początek jest natomiast ostry i gorzki zarazem. Ziołowy za sprawą lawendy. I świeży dzięki obecności anyżu. Przy czym ten ostatni przydaje również otwarciu nieco likierowej słodyczy. W ziołowy klimat pierwszej fazy zapachu wpisują się jednak również bazylia i szałwia muszkatołowa. W ślad za nimi pojawiają się natomiast nuty drzewne. Takie jak wetyweria, jałowiec i drewno sandałowe. A także paczula. Doprawione szczyptą kardamonu. Efekt jest zaś taki, że całość pachnie nie tylko męsko, ale ma w sobie również coś, co kojarzy mi się z aromatem zbutwiałego drewna. Jednak im bliżej bazy, tym bardziej dzieło Azzaro zmienia swój charakter. Staje się lżejsze i bardziej zmysłowe. Co jest zasługą obecności takich nut jak piżmo i bób tonka. Do nich zaś dodać należy jeszcze ambrę oraz mech dębowy. O tym, że mamy do czynienia z pachnidłem pour homme przypomina nam natomiast skóra. Końcówka jest wytrawna i mieni się barwami zieleni oraz brązu. Nie można jednak zaprzeczyć, że niemal pół wieku po swoje premierze, Azzaro pour Homme pachną dziś wyraźnie staroświecko.     

4. Guerlain – Habit Rouge

     Guerlain to jeden z najbardziej renomowanych domów perfumeryjnych na świecie. W ofercie francuskiej marki znaleźć można naprawdę wiele wyjątkowych pachnideł. Wśród nich Habit Rouge. Oryginalnie zapach ten powstał w 1965 roku za sprawą samego Jean-Paul’a Guerlain’a. Po pewnym czasie został jednak wycofany, a do sprzedaży powrócił dopiero w 2003 roku. Z czego niewątpliwie można się cieszyć. Jest to bowiem kompozycja o wielu twarzach. Z początku cytrusowa za sprawą cytryny, bergamotki i limony. Lekka i świeża, z pewną dozą pikanterii wprowadzonej za sprawą bazylii. Stopniowo się jednak ociepla. Oraz nabiera kwiatowego wyrazu. W sercu Habit Rouge odnajdziemy takie nuty jak róża czy goździk. Sprawiają one, że momentami zapach ten naprawdę wydaje się intensywnie czerwony. Przyozdobienie słodkimi aromatami cynamonu i kwiatu pomarańczy nadaje dziełu Guerlain krągłości i subtelnego powabu. Z tym, że jego baza ma już zauważalnie bardziej męski charakter. Zbudowany między innymi w oparciu o wytrawne wonie skóry i drewna cedrowego. A także ostrzejsze aromaty paczuli i oudu. Zrównoważone przy pomocy kremowej wanilii oraz drewna sandałowego. Jak również dymno-balsamicznego benzoesu. Wszystkie te składniki tworzą tu piękną i zmysłową całość. Dzięki czemu zapach Habit Rouge jest natychmiastowo rozpoznawalny. I wcale nie dziwi mnie fakt, że te perfumy zyskały status ikony męskiej perfumerii. To Guerlain w najlepszym wydaniu.      

 5. Calvin Klein – Eternity for Men

     Nie bez powodu Eternity for Men to perfumy, które cieszą się dziś mianem klasyka. A nie miały wcale łatwego zadania. W dacie swojej premiery, to jest w 1989 roku, zapachy typu fougère, do których zalicza się również dzieło Calvin’a Klein’a, ustępowały powoli popularnością kompozycją morskim, które objęły we władanie pierwszą połowę lat 90’ XX wieku. A jednak stworzone przez Carlos’a Benaim’a pachnidło potrafiło zjednać sobie serca milionów mężczyzn na całym świecie. Czy może to być zasługa jego aromatycznego otwarcia, w którym cytrusowe wonie cytryny, bergamotki i mandarynki mieszają się ze słodszym, ziołowym zapachem lawendy? Na pewno początek Eternity for Men przykuwa uwagę. Jednak i na dalszych etapach tych perfum czuć, że mamy do czynienia z pachnidłem złożonym i o wyraźnej ewolucji. Jego środkowa faza wzbogacona zaś została o akord białokwiatowy. Na który składają się jaśmin, lilia, konwalia i kwiat pomarańczy. Całość staje się więc słodsza, zachowuje jednak swój męski charakter. W czym pomagają ziołowe nuty szałwii i bazylii oraz dymny aromat jałowca. Pojawiają się także cytrusowe geranium i kolendra. Natomiast baza kompozycji jest już wyraźnie drzewna. Zabrakło w niej jednak typowych dla perfum fougère składników takich jak mech dębowy i bób tonka. Zamiast nich w dziele Benaim’a odnajdziemy drewno różane (czyli palisander) oraz sandałowe. A także ciemnozieloną nutę wetywerii. Nie mogło też zabraknąć, niezwykle popularnego w latach 80’ minionego wieku, piżma. W efekcie powstało pachnidło, po które także i dziś z przyjemnością sięgają mężczyźni na całym świecie. Niestety, pewne zmiany w jego składzie sprawiły, że obecna wersja utraciła część swojego pierwotnego charakteru.

6. Dior – Fahrenheit

     Fahrenheit były pierwszymi prawdziwymi perfumami, jakich używałem. Zapach ten jest zresztą jedynie o rok młodszy ode mnie. Powstał bowiem w 1988 roku za sprawą Jean-Louis’a Sieuzac’a. I niemal natychmiast stał się best-sellerem. Co zawdzięcza przede wszystkim genialnemu wykorzystaniu, niezbyt wówczas popularnej w pachnidłach dla mężczyzn, nuty fiołka. Natomiast jako, że Sieuzac słynie z tworzenia kompozycji o bogatych aromatach, już samo otwarcie wskazuje na złożony charakter dzieła Dior’a. W głowie Fahrenheit cytrusowe aromaty bergamotki, mandarynki i cytryny przeplatają się z ziołowymi nutami lawendy i rumianku. Pojawiają się także wiciokrzew oraz głóg, którego kwiatowa woń nadaje zapachowi krągłości. Z kolei w sercu bezsprzecznie króluje już wspomniany fiołek. Jego aromat jest cierpki, zielony i niezaprzeczalnie męski. Chłodny i jakby szorstki. Choć środkową fazę tych perfum ocieplono przy pomocy jaśminu i goździka. A także przyprawowego aromatu gałki muszkatołowej. W połączeniu z miękkim i kremowym drewnem sandałowym, a także nutą skóry całość pachnie naprawdę zmysłowo. Szczególnie, że w bazie kompozycji odnaleźć można także żywiczne wonie styraksu i mastyksu. Wzbogacone o obecność wetywerii. W efekcie Sieuzac’owi udało się stworzyć perfumy jednocześnie wyrafinowane i bardzo przystępne. A także niezwykle charakterystyczne. Niestety, podobnie jak w przypadku wielu innych klasyków, Fahrenheit mocno ucierpiał w skutek licznych reformulacji. A dziś jest już jedynie namiastką zapachu, którym był dawniej.  

7. Yves Saint Laurent – Kouros

     Spośród wielu perfumowych klasyków mało który budzi tak wiele kontrowersji jak Kouros marki Yves Saint Laurent. Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na swój niezwykle oryginalny charakter. To właśnie dzieło Pierre’a Bourdon’a zapoczątkowało bowiem trend na perfumy brudne i zwierzęce. Choć sam początek zapachu wcale nie zapowiada się drapieżnie. Sporo w nim aldehydów sparowanych z cytrusowymi nutami bergamotki i kolendry. Pojawiają się również zioła, takie jak szałwia muszkatołowa i arcydzięgiel. W efekcie głowa kompozycji jest świeża i niemal buzuje na skórze. Zmiany przychodzą dopiero z czasem. W środkowej fazie Kouros odnajdziemy bowiem dominującą nutę paczuli. Ziemistą i jakby fekalną. W połączeniu ze słodszymi, kwiatowymi nutami jaśminu i goździka sprawia, że pojawić się mogą skojarzenia z niemytym ciałem. Ten etap wzbogacony został jeszcze o nuty cynamonu, geranium i korzenia irysa. Najciekawsza jest jednak baza. Zbudowana w oparciu o zwierzęce aromaty cywetu i piżma, nie pozostawia wątpliwości co do samczego charakteru tych perfum. Szczególnie, że w końcówce pojawia się jeszcze wytrawna woń skóry. Jak również klasycznie męski mech dębowy. Któremu towarzyszy jeszcze ambra. Aby jednak nie przesadzić, Bourdon wprowadził do ostatniej fazy swojego dzieła słodsze nuty miodu, bobu tonka i wanilii. W efekcie powstało pachnidło odważne i wzbudzające skrajne emocje. Ale i niezwykle intrygujące, o zauważalnej ewolucji w czasie. A wpływ jaki odcisnęło na całej współczesnej perfumerii jest niepodważalny.    

Oczywiście, jak już wspomniałem na wstępie, klasycznych męskich perfum jest zdecydowanie więcej. Jeśli więc chcesie wiedzieć jakie kompozycje nie znalazły się w powyższym zestawieniu, to zachęcam do przejrzenia wpisów oznaczonych tagiem klasyk. Ciekaw jestem również jakie zapachy Waszym zdaniem zasługują na to miano.